wtorek, 10 lipca 2012

Wiemy co dalej (?)


Ostatnimi czasy zastanawiałem się nad zakończeniem Europejskich Gawęd i dziś ta chwila nastała, gdyż znalazł się odpowiedni moment. Odezwał się Piechniczek.

Pogadankę naszego trenerskiego geniusza można znaleźć tu: Rafał Stec postanowił wszystko uwiecznić na blogu. Teraz jest już pewne, że skoro polską piłką rządzą ludzie wierzący, bądź pragnący wierzyć w sinusoidy, na kolejny wielki sukces, a takim w naszym wypadku będzie nim co najwyżej awans na Mistrzostwa Świata lub Europy, jeszcze trochę poczekamy. Nasza piłka odżyć może, owszem. Muszą jednak odejść z niej leśne dziadki i zostawić wszystko młodym, zdolnym, chcącym coś zmienić. Leśne dziadki nie odejdą prędko. Leśne dziadki kochają swoje stołki i jeśli nikt nie rozpęta w PZPN-ie prawdziwej burzy, to tymi stołkami leśne dziadki będą wymieniać się do...usranej śmierci. Brutalna prawda.

Kończę. Po EURO w polskiej piłce nie ma niczego. Tyle.

wtorek, 3 lipca 2012

Nie ma co narzekać


Przed rozpoczęciem polsko-ukraińskiego turnieju nie byłem pozytywnie nastawiony. Nauczony doświadczeniami z poprzednich wielkich imprez, obawiałem się, że od samego początku niemalże wszystkie drużyny postawią na asekuracyjny, defensywny styl gry, polegający przede wszystkim na unikaniu błędów własnych.

Na szczęście, faza grupowa rozwiała moje obawy. Już pierwszego dnia obejrzeliśmy grad goli w meczu Rosja-Czechy, a na pierwszy bezbramkowy remis musieliśmy czekać aż do ćwierćfinałów. Od samego początku drużyny nie kalkulowały, starając się w każdym meczu zdobyć komplet punktów. Koszmar fazy grupowej poprzedniego wielkiego turnieju, afrykańskiego Mundialu, w której aż sześć spotkań zakończyło się bezbramkowym remisem, a w kolejnych trzynastu padł wynik 1:0, odszedł w zapomnienie.

Powrócił w ćwierćfinałach, w których drużyny zagrały bojaźliwie, bez iskry i ofensywnego drygu, którym imponowały na początku turnieju. Na szczęście, był to jedynie niemiły przerywnik, gdyż w półfinałach było już zdecydowanie ciekawiej. Szkoda że interesującego turnieju nie zakończył pełen emocji finał, lecz w nim Hiszpanie wdrapali się na poziom dla Włochów nieosiągalny i wyszło jak wyszło. Po raz kolejny na wielkiej imprezie najciekawszym meczem był pojedynek Włochów z Niemcami. To już standard.

Mimo że reprezentacja Polski tradycyjnie ukończyła zawody na ostatnim miejscu, wstydzić się za ojczyznę nie musimy. Po pierwsze, kibice i zawodnicy ekip goszczących w naszym kraju wypowiadają się o Polakach w samych superlatywach, a po drugie, w tym roku nie musieliśmy przeżywać takich klęsk, jak porażka z Ekwadorem czy Portugalią. Do samego końca walczyliśmy o awans, lecz zabrakło nam trochę szczęścia i umiejętności. Szkoda.

Myślę, że ze swojej części EURO zadowoleni mogą być również Ukraińcy, choć nie tak bardzo jak Polacy. Po zakończeniu mistrzostw wielu dziennikarzy i ekspertów wypowiadało się, że turniej ten mogliśmy zorganizować sami. Myślę jednak, że Ukraińcy ucierpieli nieco przez polityczne zamieszanie panujące w tym kraju, które mogło nieco zakłócić przebieg piłkarskiego święta.

Bohaterami EURO 2012 zostali przede wszystkim Hiszpanie, którzy podbili kolejne państwo, rozwijając swoje potężne imperium. Niezwykle pozytywne wrażenie zostawili po sobie kibice Irlandii, którzy mimo braku zadowolenia z postawy swoich ulubieńców, ani na chwilę nie przestali ich wspierać. Nie zapomnimy także o Mario Balotellim, który od pierwszego dnia EURO stał się prawdziwą gwiazdą internetu. Przez trzy tygodnie byliśmy w stanie podziwiać styl w jakim SuperMario: ćwiczy wraz z drużyną, używa boiskowej chorągiewki, spożywa napój izotoniczny oraz celebruje zdobytą bramkę. Na sam koniec bohater półfinałowego spotkania Włochy-Niemcy zaginął, ale się znalazł. Nieźle, jak na kilkanaście dni.

Spoglądając na dokonania piłkarskie oraz osobowościowe, na wielkie oklaski zasłużył przede wszystkim Iker Casillas, który nie dość, że znów w fazie pucharowej bramki nie stracił i uratował Hiszpanom półfinał interwencjami w konkursie jedenastek, to jeszcze po raz kolejny udowodnił swoją klasę:

.
EURO minęło, lecz "Europejskich Gawęd" jeszcze nie zamykam. Myślę, że znajdę czas i chęci, aby naskrobać co nieco o krajobrazie, który ujrzeć możemy po rozegranej bitwie.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Hiszpańskie Imperium Piłkarskie

Kiedy wychodzili na finałowe spotkanie z drużyną Włoch w nich nie wierzyłem. Wydawali mi się wypaleni, przewidywalni i schematyczni. W dziewięćdziesiąt minut udowodnili mi, że nie miałem racji. Ani trochę.

Hiszpanie stworzyli imperium. Od roku 2008 dwukrotnie triumfowali w Mistrzostwach Europy i raz w Mistrzostwach Świata. Po drodze nie zgarnęli jedynie Pucharu Konfederacji, lecz to turniej o prestiżu niezwykle niskim. Co więcej, w trzech zwycięskich czempionatach Hiszpanie dominowali absolutnie. W fazie grupowej na dziewięć spotkań przegrali raz - na początek Mundialu ze Szwajcarią. W fazie pucharowej zanotowali oczywiście komplet zwycięstw, zdobyli czternaście bramek i nie stracili ani jednej! A dodać należy, że na drodze Hiszpanom dwukrotnie stawały takie potęgi jak: Włochy, Niemcy czy Portugalia. Żadna z tych reprezentacji wbić choćby gola Hiszpanii nie potrafiła. Dominacja.

Hiszpanie rozkochali w sobie piłkarski świat, kiedy w roku 2008 pod wodzą Aragonesa w pięknym stylu sięgnęli po trofeum Henry'ego Delauneya. Dwa lata później na afrykańskim Mundialu podopieczni nowego selekcjonera, Vicente del Bosque nie grali już tak efektownie, lecz swoje osiągnęli w co najmniej zadowalającym stylu. Podczas Mistrzostw Europy 2012 na hiszpańskie głowy spadła fala krytyki. Kibicom, zresztą całkiem słusznie, nie podobał się nudny styl gry Hiszpanów polegający na wymienianiu setek podań i wykorzystywaniu potknięć przeciwnika. Wczoraj La Furia Roja pokazała pazur i mimo że zaczęła bez nominalnego napastnika, od razu zepchnęła Włochów do defensywy. Akcje Hiszpanów były szybkie, ciekawe i wreszcie widać było ofensywne zacięcie obrońców tytułu. Co więcej, po objęciu dwubramkowego prowadzenia Hiszpanie nie spoczęli na laurach i nadal stawiali Włochom niezwykle trudne warunki. Skończyło się prawdziwym pogromem, który już przeszedł do historii - wcześniej tak wysoko w decydującym meczu Mistrzostw Europy nie wygrał nikt.

Hiszpanie dochowali się pokolenia, które nie dość, że wyszkoleniem technicznym dominuje nad przeciwnikami, to jeszcze nauczyło się wygrywać, triumfować. La Furia Roja w obliczu najtrudniejszych prób błędów nie popełnia. Jest skupiona, skoncentrowana i potrafi zadać nokautujący cios. Odporność psychiczna Hiszpanów testowana była już wielokrotnie. W ćwierćfinale Mistrzostw Europy 2008 musieli zmierzyć się w serii jedenastek z największym koszmarem Hiszpanów - Włochami. Wygrali. Dwa lata później po niezwykle zaciętym meczu potrafili w dogrywce rozstrzygnąć na własną korzyść finał Mistrzostw Świata. Kilka dni temu, mimo że pierwszą jedenastkę spudłował Xabi Alonso, Hiszpanie po raz kolejny nie spanikowali i konkurs rzutów karnych z Portugalią dał im przepustkę do finału. Hiszpanie stworzyli maszynę do wygrywania.

Niezwykłą siłą Imperium Hiszpańskiego jest również szeroka kadra. Na ławce Hiszpanii podczas Mundialu 2010 w każdym meczu zasiadał wielki gwiazdor Arsenalu - Cesc Fabregas, natomiast podczas polsko-ukraińskich mistrzostw rezerwowymi były takie postacie jak: Juan Manuel Mata czy Fernando Torres - niedawni triumfatorzy Ligi Mistrzów z londyńską Chelsea.

Wielu z nas zadaje sobie pytanie, czy Hiszpanie będą w stanie olbrzymi sukces powtórzyć na Mistrzostwach Świata 2014 w Brazylii. W Ameryce Południowej drużynie z Europy triumfować będzie trudno, ale La Furia Roja pokazała już, że jest nieśmiertelna. Większość zawodników sięgających wczoraj po Mistrzostwo Europy za dwa lata zagrać będzie mogła. Najstarsi: Iker Casillas, Xabi Alonso i Xavi będą mieli kolejno: 33, 33 i 34 lata, co piłkarskimi emerytami ich jeszcze czynić nie będzie. W szczególności presji wieku odczuwać nie powinien ten pierwszy, który udowodnił, że mimo upływu czasu, wciąż jest największą stąpającą po ziemi przeszkodą dla napastników rywali. Ponadto, oprócz starych wyjadaczy, do ofensywy szykują się młodzi: Javi Martinez i Iker Muniain z Athletic Bilbao czy Thiago Alcantara, Isaac Cuenca i Cristian Tello z Barcelony. Eksplodować może także talent Sergio Canalesa, a nawet w przypadku przedwczesnego odejścia na emeryturę Casillasa, w Manchesterze United szkoli się wielki następca - David de Gea. Przerażające.

Hiszpania zawładnęła jednak nie tylko futbolem reprezentacyjnym. Pojedynki Realu Madryt z FC Barceloną w Primera Division zawsze uznawane były za klasyki w każdym zakątku świata, lecz w ostatnich latach jeszcze zyskały na popularności. Co więcej, od sezonu 2008/2009 przynajmniej jedna drużyna z Hiszpanii dochodziła do półfinału: Barcelona, która w najlepszej czwórce znajdowała się co sezon, dwukrotnie zdobywając puchar oraz Real Madryt, który od dwóch sezonów również do półfinałów dochodzi. Hiszpańską dominację ujrzeliśmy również w Lidze Europy, gdzie na czterech półfinalistów, trzech było z kraju ze stolicą w Madrycie, a finał był już wewnętrznym pojedynkiem między stołecznym Atletico a Athletikiem Bilbao. Kończąc wywody o hiszpańskim futbolu klubowym, wspomnieć należy również, że oprócz miejscowej młodzieży, grać i rozwijać się tu chcą największe światowe gwiazdy. Z Manchesteru United do Realu Madryt przybył Cristiano Ronaldo i pozostać w Hiszpanii chce. Z Milanu przeprowadził się Kaka, trenerskich szlifów szukają tutaj wschodzące gwiazdy niemieckiej piłki: Mesut Oezil i Sami Khedira, miliony zarabiają latynoamerykańscy przybysze: Marcelo, Angel di Maria i Gonzalo Higuain, który walczy o miejsce w składzie z francuskim żądłem zwanym Karimem Benzemą. O tym, że w koszulce Barcelona biega najmniejszy zabójca świata, Lionel Messi wspominać nie muszę. Raj na ziemi.

niedziela, 1 lipca 2012

Finał [na żywo]


18:35 Do rozpoczęcia finałowej batalii między Włochami a Hiszpanami pozostało jeszcze trochę czasu, lecz blogowanie na żywo rozpoczynam już teraz. Co mi tam szkodzi. Faworytem spotkania finałowego będą Włosi, bo mają czym zaskoczyć. Taktyka Hiszpanów znana jest od dawna i mimo że dotarli aż do Kijowa, wydaje się że coraz więcej reprezentacji dobrze wie, jak La Furię Roję rozgryźć. W tym turnieju udowodnili to... Włosi, którzy na samym początku fazy grupowej urwali Hiszpanom punkt, a przez kilka minut nawet w meczu prowadzili. Podopieczni Cesare Prandellego z dnia na dzień grają coraz lepiej. W meczu z Niemcami przebudził się Mario Balotelli, który na pewno będzie chciał zostać głównym bohaterem EURO. Gwiazdą internetu już został. Włosi grają ciekawiej, ofensywniej i mimo że to kadra Hiszpanii wydaje się być zdecydowanie szersza, to reprezentanci Półwyspu Apenińskiego nabyli niezwykłe umiejętności przystosowania się do warunków panujących na boisku. Zagrajmy 3-5-2? Nie ma problemu. 4-4-2? A jakże, proste. Wykluczyliście nam z gry Pirlo? Montolivo rozegra, spokojnie.
Hiszpanie skazani na porażkę nie są, ale będą mieli niezwykle trudno.

18:54 Jeśli przypuszczalne składy potwierdzą się, to: (i) w Hiszpanii zagra jeden zawodnik, który w tym sezonie nie zdobył żadnego trofeum - Jordi Alba. We Włoszech takich panów naliczymy więcej: Balzaretti, Montolivo, de Rossi i Cassano, (ii) w Hiszpanii zagra jeden zawodnik, który nie był w kadrze podczas ostatniego wielkiego triumfu reprezentacji - Jordi Alba. We Włoszech triumf na Mundialu 2006 pamiętają: Buffon, Barzagli, De Rossi i Pirlo. Squadra Azzurra jest bardziej głodna sukcesu?

19:55 Poznaliśmy składy, dużych zaskoczeń nie ma. Pojawił się Abate zamiast Balzarettiego, lecz powyższych statystyk nie zmienił. Hiszpania zagra bez napastnika i mam nadzieję, że zostaną za to ukarani.

Hiszpania: Casillas - Arbeloa, Piqué, Ramos, Alba - Busquets, Xabi, Xavi, Iniesta, Silva i Fabregas
Włochy: Buffon - Abate, Bonucci, Barzagli, Chiellini - Marchisio, Pirlo, De Rossi, Montolivo - Balotelli, Cassano

20:28 Mundial 2010 wygrali Hiszpanie, EURO 2008 również padło łupem tejże reprezentacji, w Mistrzostwach Świata 2006 najlepsi okazali się Włosi. Dzisiejszy finał potwierdza, że mamy całkowitą dominację tych dwóch nacji we współczesnym futbolowym świecie. Do 2014 roku to się nie zmieni.

20:42 Wyczułem wielkie widowisko przed mecze Włochy-Niemcy. Teraz też czuję, że zapamiętamy ten wieczór na długo. Miejmy nadzieję, że końcówka EURO będzie dla nas tak ciekawa jak początek. Włosi znowu odśpiewali hymn z taką siłą, jakby przed meczem chcieli już wgnieść przeciwnika w ziemię.

21:03 Ściskam kciuki za Włochów, przyznam, ale brawa biję Hiszpanom, bo wreszcie zaczęli od ofensywy. La Furia Roja pozbyła się bezcelowego klepania i jeśli ma tak dalej to wyglądać, narzekać nie będę.

21:39 Przed meczem myślałem, że będący na fali Włosi pójdą za ciosem. Sądziłem, że Hiszpania nie ma do zaoferowania nic więcej niż miała do tej pory. Myliłem się. Na szczęście. W Kijowie oglądamy niezwykle ciekawy finał i choć to Hiszpanie wygrywają 2:0, wydaje się, że nie wszystko jest jeszcze przesądzone. Podopieczni Vicente del Bosque usypali nas przez cały turniej, grali nudno, schematycznie. Obudzili się w dogrywce meczu z Portugalią i ich ofensywa trwa nadal. Taką Hiszpanię pokochałem w roku 2008 i nie miałbym nic przeciwko, jeśliby taka Hiszpania triumfowała na Ukrainie. La Furia Roja wyciągnęła wnioski z grupowego pojedynku i mimo że gra bez klasycznego napastnika, na razie pokazuje Włochom miejsce w szeregu. Chłopcy Prandellego próbują, grają nieźle, ale wydaje się, że to za mało. Po raz kolejny świetnie w bramce spisuje się Iker Casillas, który po tym finale może zostać pierwszym bramkarzem sięgającym po Złotą Piłkę.

22:09 Wielki dramat Włochów. Thiago Motta w wyniku kontuzji opuszcza boisko i szansę Włochów spadły do absolutnego minimum. I wcale nie dlatego, że włoski Brazylijczyk jest niezbędnym elementem tej układanki. Do końca meczu Włosi będą grali w dziesiątkę, gdyż Motta gry kontynuować nie może, a zmian Prandelli nie ma. Szkoda.

22:20 Mam wielki niedosyt. Ten finał skończył się zbyt wcześnie. Pojedynek Włochów z Hiszpanami mógł elektryzować nas do samego końca, lecz wszystko zakończyło się w 62. minucie, kiedy z boiska na noszach zszedł Thiago Motta. Szkoda, że w takich momentach UEFA nie zezwala na dodatkową zmianę, lecz to dyskusja na oddzielną notkę. Szkoda, że finałem musimy przestać się cieszyć tak szybko i że nie trwa on pełnych dziewięćdziesięciu minut. Szkoda.

22:40 Hiszpanie wygrali EURO 2012 i zdobyli trzeci wielki tytuł z kolei. Mimo że La Furia Roja nie zachwycała, grała destrukcyjnie, nudno i nieprzyjemnie dla oka, w finale wspięła się na absolutne wyżyny. Docenić należy, że podczas całego turnieju Hiszpanie nie przegrali ani razu. Zremisowali na początku turnieju z Włochami, lecz potem nie dość, że nie stracili punktów, to nie stracili nawet jednej bramki. Hiszpanie stworzyli maszynę do wygrywania, której nikt nie był w stanie zatrzymać i zasłużenie sięgnęli po trofeum w Kijowie. Żyjemy w erze Hiszpanii i musimy ten fakt przyjąć do wiadomości. Więcej napiszę jutro. Czas na podsumowania mamy. Przeżyliśmy niezwykle ciekawy turniej. Ćwierćfinały są tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę.

piątek, 29 czerwca 2012

Dał nam przykład Włoch


Dzieją się rzeczy niezwykłe, więc i pisać jest o czym. Nigdy nie sądziłem, że dożyję czasów, kiedy Niemcy będą przegrywać w najważniejszych momentach, a Włosi uczyć nas futbolu ofensywnego. Dożyłem.

Podczas EURO 2012 reprezentacja Włoch pokazała całemu światu, że piłkarskie szachy i nastawienie przede wszystkim na defensywne myśli o nie straceniu bramki wcale nie są konieczne, aby osiągnąć sukces. Włoch udowodnił nam, że odchodzące do lamusa ustawienie 4-4-2 może siać postrach nawet wśród drużyn stosujących nowoczesne 4-5-1. Włoch wskazał drogę i wytłumaczył, że wcale nie trzeba wymieniać tysiąca podań, żeby grać pięknie i efektownie. Włoch zademonstrował również, że nawet w półfinale Mistrzostw Europy można zaryzykować, otworzyć się, zaatakować. A zrobił to Włoch, który od zawsze kojarzony był z żelazną defensywą i z grą destrukcyjną. Świat stanął na głowie.

Włosi postanowili pokarać nowoczesny futbol za nudę i kunktatorstwo. Wczoraj przeliczyli się Niemcy, którzy rezygnując z ofensywnego Muellera na rzecz Kroosa, mającego zadania zdecydowanie bardziej defensywne, sami strzelili sobie w stopę. Ciekawy jestem, czy gwóźdź do trumny wbiją sobie również defensywnie nastawieni Hiszpanie. Wszystko wskazuje na to, że reprezentacja Vicente del Bosque po raz kolejny wyjdzie na mecz bez napastnika w składzie i, nie będę ukrywał, marzy mi się, aby Włosi surową lekcję hiszpańskim klepaczom dali.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią jednak, że ciekawszego meczu od wczorajszego w finale nie uświadczymy. Nie wierzę, aby Hiszpanie sami z siebie ruszyli do ataku, więc jedyną szansą na przeżycie ciekawego spektaklu jest szybka bramka dla Włochów. W innym przypadku znów skazani zostaniemy na arcynudne, do niczego nie prowadzące podania wszerz boiska i do bólu przygnębiające czekanie na jeden jedyny błąd rywala.

Wiek niemieckich porażek


Kiedyś tam w przeszłości Gary Lineker stwierdził, że wszyscy grają w piłkę, a i tak na koniec wygrywają Niemcy. Wydarzenia, które przyniósł nam XXI wiek sprawiły, że słowa te odeszły w niepamięć. Przynajmniej na tę chwilę.

Wejście w nowe millenium Niemcy mieli tragiczne. Podczas EURO 2000 nasi zachodni sąsiedzi nie wygrali ani jednego meczu i z jednym punktem na koncie z turniejem pożegnali się dość szybko. Podobny dramat Die Nationalelf przeżyła cztery lata później, kiedy po porażce z Czechami i remisach z Łotwą (!) i Holandią pożegnała się z portugalskimi boiskami. Lekiem na kłopoty niemieckiego futbolu miał być były gwiazdor reprezentacji Juergen Klinsmann, który otrzymał od federacji olbrzymi kredyt zaufania. Na Mistrzostwach Świata 2006 rozgrywanych na niemieckich boiskach gospodarze wystartowali świetnie, lecz w półfinale trafili na swój koszmar. Po heroicznej walce Włosi wygrali 2:0, co w krainie piwa i kiełbasy odebrano jako wielką porażkę.

Reprezentacja Niemiec rosła jednak w siłę. Do składu dołączali co raz to nowsi młodzi zawodnicy, którzy mieli wprowadzić do drużyny nową jakość. Pierwszym testem było EURO 2008, które rozgrywane tuż przy niemieckich granicach miało przynieść odpowiedź na pytanie, czy Niemcy nauczyli się wygrywać. Krok w przód wykonali, doszli do wielkiego finału, lecz tam Fernando Torres sprawił, że niemieckie miny znowu zrzedły.

Maszyna pędziła jednak dalej wraz z rozwojem młodych gwiazd takich jak: Thomas Mueller, Mesut Oezil czy Manuel Neuer. Kolejne przełamanie miało nastąpić na Mundialu 2010, lecz z afrykańskich boisk podopieczni Loewa przywieźli jedynie brązowe medale. W półfinale lepsi okazali się Hiszpanie, którzy później zostali triumfatorami turnieju. Kolejne marzenia Niemców, które zostały jeszcze bardziej podsycone efektownymi zwycięstwami w 1/8 i 1/4 finału (kolejno: 4-1 z Anglią, 4-0 z Argentyną), pękły niczym mydlana bańka.

W roku 2012 sytuacja się powtórzyła. Niemieckie talenty stały się gwiazdami światowego formatu decydującymi o sile klubowych potęg: Realu Madryt czy Bayernu Monachium. Chłopcy Loewa po raz kolejny rozpoczęli turniej znakomicie. W grupie okrzykniętej przez wszystkich "grupą śmierci" zdobyli komplet oczek, a następnie spokojnie w ćwierćfinale rozprawili się z Grekami. Włosi, mimo że rywal dla Niemców niewygodny, mieli być przeszkodą absolutnie do pokonania. Włoskie Calcio ma problemy, niemiecki futbol rozwija się dynamicznie. W najważniejszej chwili znów jednak poniósł klęskę.

Do porażek Niemcy przyzwyczaili się również w rozgrywkach klubowych. Co prawda, w 2001 roku Bayern Monachium podniósł puchar Ligi Mistrzów, lecz był to wyjątek potwierdzający regułę. W 2010 do wielkiego finału po raz kolejny dotarł Bayern, lecz tam musiał uznać wyższość Interu Mediolan. Prawdziwą klęskę Bawarczycy odnieśli jednak kilkanaście dni temu, kiedy przed własną publicznością przegrali po serii rzutów karnych z londyńską Chelsea, która rozgrywki angielskiej Premiership ukończyła dopiero na piątej pozycji. Dodajmy jeszcze, że niemiecka drużyna dwukrotnie dawała sobie odebrać prowadzenie. Najpierw wygrywała w 83. minucie po bramce Thomasa Muellera, lecz Didier Drogba zdążył wbić im bramkę jeszcze przed końcem regulaminowego czasu gry. Bayern prowadził także w serii jedenastek, lecz tutaj też dał się najpierw dogonić, a potem przegonić Anglikom. Wcześniej Robben nie strzelił rzutu karnego podczas dogrywki. Tak Niemcy nie przegrywali nigdy.

Niemcy zatracili swoją mentalność zwycięzców. Kiedyś kojarzeni byli z niesamowitą psychiczną odpornością. To właśnie oni w najważniejszych momentach potrafili w pełni skoncentrować się i mimo braków technicznych, najczęściej wychodzili z pojedynków z tarczą. Dziś sytuacja odwróciła się o 180 stopni. W ważnych chwilach Niemcy tracą głowę, przegrywają pojedynki o największą stawkę. Niemcy mają problem i to spory.

czwartek, 28 czerwca 2012

Półfinał numer dwa [na żywo]

20:12 Do drugiego meczu półfinałowego pozostało już tylko trzydzieści minut, a ja wpadłem na spontaniczny pomysł, że zamiast pisać na Facebooku i Twitterze, pobloguję na żywo na Blogspocie. Na dobry początek, przypomnijmy sobie:


20:20 Analogię dostrzegłem. Sześć lat temu, kiedy obie nacje mierzyły się w dortmundzkim półfinale, nastroje w obu ekipach były podobne. Calcio dotknięte było pierwszym ciosem afery korupcyjnej, Niemcy mieli wygrać turniej, grali przecież u siebie. Teraz znów ci pierwsi walczą z kryzysem, natomiast nasi zachodni sąsiedzi mają podobno najzdolniejszy skład od wiek wieków.

20:38 Uświadomiłem sobie, że dziś jest ostatni mecz, który może być ciekawy na EURO 2012. Finał będzie partią szachów. Dziś Niemcy chcą udowodnić, że są najlepsi, a Włosi zrobią wszystko, żeby sprawić niespodziankę. Na dodatek, wszystko wskazuje na to, że chłopcy Prandelliego nie cofną się do desperackiej defensywy. Marzy mi się dramatyczne 2:2 i rzuty karne. Tych nigdy za wiele.

20:45 Oni odczytują oświadczenia, a ja wreszcie zacząłem żyć meczem. Wczoraj wiedziałem, że nie będzie się czym ekscytować. Dziś jest zupełnie inaczej. Wyczuwam pojedynek na śmierć i życie. Pirlo czy Ozil? Kto pokieruje swoją reprezentację do triumfu?

21:07 To się nie dzieje naprawdę. Pirlo znowu zobaczył kolegę w sposób absolutnie doskonały, a chwilę potem Mario Balotelli wyprowadził Włochów na prowadzenie. Zobaczymy, co na to Niemcy, bo defensywa Italii do tej pory prezentowała się słabo.

21:19 Cieszmy się, bo naprawdę mamy szansę przeżyć spektakl niesamowity. Niemcy nie odpuszczą, bo nie pamiętam, aby kiedykolwiek ta nacja odpuściła. Włosi są na fali, a dwójka Cassano-Balotelli sieje postrach w defensywie Niemców. Jeśli Italia nie cofnie się do rozpaczliwej defensywy, ich szanse na finał wzrosną.

21:25 Jestem w szoku. Chyba w większym szoku są Niemcy. Teraz zacznie się nawałnica. Ciężko mi na razie określić to, co się dzieje w Warszawie słowami. Włoski koszmar Niemców trwa, ale do końca jeszcze bardzo długo.

21:42 Kiedy jeszcze EURO 2012 się nie rozpoczęło, byłem pewien, że Włosi z grupy nie wyjdą. Hiszpania była faworytem numer jeden, natomiast Chorwaci i Irlandczycy wydawali mi się na tyle mocni, żeby konsumentów pizzy z turnieju wyrzucić. Byłem niesamowicie głupi. Włosi, choć zupełnie tego nie rozumiem, wyrośli na drużynę wszechpotężną. W pierwszej połowie Niemcy zostali zmiażdżeni i oprócz udanego początku meczu, podopieczni Loewa są zdecydowanie słabsi od facetów Prandelliego, którzy grają jak natchnieni. Jak to się jednak stało, że piłkarze znani dla mnie jedynie z Football Managera - Balzaretti, Montolivo czy Bonucci, nie dość że stawiają opór naszpikowanej gwiazdami kadrze Niemiec, to jeszcze do przerwy prowadzą z nią różnicą dwóch bramek. Nasi zachodni sąsiedzi będą jednak walczyć do końca, na ławce mają mnóstwo piłkarzy o niezwykłym potencjale ofensywnym. Jeśli jednak Włosi nie "staną", to Niemcy znów będą musieli tylko marzyć o wielkim sukcesie.

21:45 Uwaga, gdybam. Komu przyznalibyście Złotą Piłkę, gdyby Mistrzostwo Europy zdobyli Włosi? Czemu nie miałby być to Pirlo, który najpierw poprowadził Juventus do Scudetto, nie odnosząc przy tym żadnej porażki, a następnie, tu już gdybając, był gwiazdą zwycięskiego EURO? Czemu nie miałby być to Balotelli, jeśli dołożyłby jeszcze dwa trafienia w finale z Hiszpanią? Nie samym Messim i Ronaldo piłka żyje. I całe szczęście.

22:12 Oni są niezwykli. Niemcy po raz kolejni zostali sparaliżowani niebieskimi koszulkami. Przed chwilą prawie wpadła trzecia bramka. Do końca meczu jeszcze trochę, ale jeśli nie wydarzy się nic nie zwykłego, Włosi awansują do wielkiego finału. Cały czas w to nie wierzę.

22:25 Mecz w roku 2006 oglądałem wśród Włochów w San Remo i widziałem w piłkarzach z Półwyspu Apenińskiego ten sam ogień w oczach, co dziś. Nie mieli szans, byli rozbici aferą korupcyjną, teraz wystawili jedenastkę niemalże anonimową i są o krok od finału. Niesamowite.

22:43 Nic już więcej dziś nie napiszę. Obejrzeliśmy wielki spektakl. Wiedziałem, że tak będzie.

Dwa mecze od mety


Mimo że wczorajszy półfinał nie zachwycił i znowu widzieliśmy bezbramkowy remis po stu dwudziestu minutach, dziś wreszcie jest o czym pisać, gdyż brak goli nieco zrekompensowały mi gorące dyskusje, które do dziś lawinowo toczą się na wielu forach. Wiemy jedno na pewno, pierwszym finalistą została Hiszpania.

Od pierwszego gwizdka tureckiego arbitra rozpoczęło się to, na co wszyscy czekali. Hiszpanie chcieli za wszelką cenę piłkę przytrzymać, Portugalczycy, również za wszelką cenę piłkę Hiszpanom odebrać. Swoje założenia taktyczne zdecydowanie lepiej realizowali chłopcy Paulo Bento i pierwszy raz od dawna widzieliśmy Hiszpanów w formie "biednych, zagubionych chłopców we mgle". Obie drużyny postawiły jednak na taktykę, której głównym celem było uniknięcie błędów i akcji bramkowych widzieliśmy relatywnie mało.

Najciekawiej zrobiło się w końcówce, kiedy najpierw Meireles z Ronaldo zmarnowali sytuację absolutnie doskonałą, a kiedy już doszło do dogrywki wreszcie obudzili się Hiszpanie, którzy przez cały mecz wyglądali jak leniwe leniwce. Huraganowe ataki podopiecznych del Bosque nie przyniosły oczekiwanego rezultatu i o wszystkim zadecydowały rzuty karne, w których po raz kolejny doszło do rzeczy dziwnej i nietypowej. Otóż, zawsze wydawało mi się, że kto lepiej zacznie konkurs jedenastek, ten jest w sytuacji doskonałej, uprzywilejowanej. Ostatnie obserwacje sprawiają jednak, że powyższa teoria raczej nie ma przełożenia na rzeczywistość. W finale Ligi Mistrzów Bayern Monachium już miał Chelsea na widelcu, ale przegrał. W ostatnim ćwierćfinale EURO 2012 z półfinałem już witali się Anglicy, lecz Włosi odwrócili losy rywalizacji. Wczoraj po nietrafionym karnym przez Xabiego Alonso również wszystko wskazywało na to, że Portugalii powiedzie się sztuka wyeliminowania Hiszpanów. Jak już wiemy, było zgoła odwrotnie.

Z takiego obrotu sprawy zadowolony nie jestem. Mimo że od kilkunastu lat w przeróżnych turniejach ściskam kciuki za reprezentację Hiszpanii, teraz mówię im stanowcze "nie". Minimalizm del Bosque zabija futbol. Hiszpanie przede wszystkim chcą bramki nie stracić i może, przy okazji coś ustrzelić. Obecność reprezentantów Półwyspu Iberyjskiego w finale oznacza jedno - znowu ujrzymy mecz z niewielką ilością strzałów, akcji ofensywnych i o wszystkim zadecyduje szczęście.

I tutaj należałoby się zatrzymać i zadać jedno ważne pytanie: czy my chcemy oglądać futbol pełen piłkarskich szachów i kunktatorstwa, z którym do czynienia mamy od kiedy faza grupowa odeszła w zapomnienie? Ja nie chcę. Widzę natomiast, że drużyny są tak przestraszone możliwością pożegnania się z turniejem, że przede wszystkim skupiają się na przeszkadzaniu i wzmożonej defensywie. Nie o to w tym chodzi, tylko jak ten problem rozwiązać?

Oddzielny akapit poświęcić postanowiłem człowiekowi, który bohaterem Portugalii miał i mógł zostać. Cristiano Ronaldo dwoił się i troił, ale w najważniejszych momentach zawiódł. Tuż przed końcem meczu miał na stopie piłkę meczową, lecz uderzył katastrofalnie. W serii rzutów karnych natomiast albo bał się podjęcia odpowiedzialności za zespół i zamiast uderzyć jako pierwszy, czekał na moment, kiedy przy blasku fleszy będzie mógł wprowadzić Portugalię do finału. Nie doczekał się i zapewne ze Złotą Piłką pożegnać się może.

Dziś o finał zagrają Włosi z Niemcami i mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony, wydaje mi się, że jedynie nasi zachodni sąsiedzi są w stanie na tym turnieju ograć Hiszpanów, a tego pragnę nade wszystko. Z drugiej strony, Włochów zawsze darzyłem wielką sympatią, uwielbiam wpatrywać się w precyzyjne zagrania Pirlo i nonszalanckie susy Balotelliego. Zaparzę sobie herbatę i będę obserwował. Niech wygra lepszy. Czyli pewnie Niemcy.

wtorek, 26 czerwca 2012

Niedługo będzie po wszystkim


Wywiało mnie do Poczdamu, nie miałem Internetu, więc "Europejskie Gawędy" trochę odpoczęły od mojej aktywności. Dziś Internet mi podłączyli, ale zmęczony jestem, więc rozpisywać się nie będę. Myślę, że uzupełnię braki w najbliższych dniach.

Za sobą mamy fazę kolejną, czyli ćwierćfinały. Arcynudne ćwierćfinały - dodajmy. Na dodatek, ćwierćfinały bez krzty sensacji. Nawet nie było za bardzo o czym pisać.

Portugalczycy pokonali Czechów, bo byli lepsi. Niemcy ograli Greków, bo mimo rezerwowego ataku i tak byli drużyną z zupełnie innej półki. Hiszpanie są nudni do bólu, nie cierpię ich i życzę im jutro porażki. Włosi z Anglikami nastawili się na karne i serię jedenastek dostali. Po co pchali się tam wyspiarze, skoro na wielkich turniejach takie pojedynki przegrywali zawsze i wszędzie?

Jutro pierwszy półfinał. Portugalia, żeby awansować musi strzelić trzy lub cztery bramki. Pierwszą zabierze im arbiter, wyrównującą podaruje Hiszpanom, podopieczni del Bosque też mogą coś strzelić, więc na wszelki wypadek trzeba strzelić cztery. Może być ciężko. A już najgorsze dla nas wszystkich, jeśli Hiszpania zdobędzie gola pierwsza. Wtedy zaklepią nas na śmierć. Owszem, technikę ich podziwiać trzeba, ale nie podziwiajmy takiej gry, proszę. Jeśli Grecy uśmiercili futbol w roku 2004, to teraz zrobili to Hiszpanie. W trochę inny sposób.

środa, 20 czerwca 2012

Pierwsza część za nami


Faza grupowa Mistrzostw Europy 2012 w piłce nożnej za nami. Przez kilkanaście dni sportowej rywalizacji poznaliśmy osiem drużyn, które awansowały do ćwierćfinałów i osiem zespołów, które z turniejem musiało się pożegnać. Faza grupowa była nadzwyczaj ciekawa - żadne spotkanie nie zakończyło się wynikiem bezbramkowym.

Najwięksi zwycięzcy - Niemcy
Podopieczni Joachima Loewa wyszli z grupy śmierci z kompletem zwycięstw i zdaniem większości są głównym faworytem do zdobycia trofeum. Niemcy w każdym meczu grali niezwykle uważnie, konsekwentnie realizowali założenia taktyczne i zasłużenie zdobyli dziewięć punktów. Teraz Niemców czeka pojedynek z Grekami, którzy nie powinni sprawić naszym zachodnim sąsiadom przykrej niespodzianki.

Najwięksi przegrani - Holendrzy
Pomarańczowi przyjechali na ukraińskie boiska w celu pokazania całemu światu, że srebrny medal na afrykańskim Mundialu był tylko krokiem przed wielkim sukcesem, jakim miał być triumf na EURO. Nic z tego. Holendrzy zagrali jak zbieranina indywidualności i po trzech porażkach spakowali walizki i pojechali do domu. Wielkimi przegranymi mogą czuć się również Rosjanie, którzy po zwycięstwie 4:1 nad Czechami zostali okrzyknięci faworytami turnieju, natomiast po remisie z Polską i skromnej porażce z Grekami pożegnali się z polskimi boiskami.

Największa niespodzianka - Grecja
Kiedy Grecy zremisowali 1:1 z Polakami, a następnie przegrali 1:2 z Czechami, wydawało się, że reprezentacja Hellady z turniejem pożegna się szybko i bezboleśnie. Rosjanie mieli Greków wdeptać w ziemię, lecz grecki bohater Karagounis po raz kolejny swoją nację zbawił i Grecy zagrają o półfinał z Niemcami. O cud będzie jednak jeszcze trudniej niż w meczu z Rosją.

Najwięksi pechowcy - Chorwaci
Chłopcy Bilicia zaczęli od spokojnej wygranej z Irlandią. Zremisowany mecz z Włochami zdecydowanie przybliżył Chorwatów do awansu, lecz w ostatniej kolejce pechowa porażka z Hiszpanią, błędne decyzje Wolfganga Starka i zwycięstwo Włochów nad Irlandczykami sprawiło, że reprezentanci Bałkanów z grupy C odpadli. Szkoda, bo futbol grali naprawdę ciekawy i niewiele brakowało, aby faworyzowana Hiszpania do domu pojechała.

A skoro już o błędach sędziowskich mowa, to wczoraj przeżyliśmy skandal numer dwa. Co prawda, sędziowie wczorajszego meczu Anglia-Ukraina słusznie nie uznali bramki dla gospodarzy turnieju, lecz gra powinna zostać przerwana wcześniej, kiedy napastnik Ukrainy znajdował się na pozycji spalonej. Chwilę później piłkę zza linii bramkowej wybił John Terry, lecz sędzia bramkowy mimo że był kilka metrów od futbolówki nie zanotował faktu, że wpadła ona do bramki. Tym razem los uśmiechnął się do Anglików i oddał reprezentacji Albionu, to co zabrał im na Mundialu w RPA w meczu z Niemcami, a Johnowi Terry'emu zrekompensował również bramkę widmo strzeloną przez Luisa Garcię w półfinale Ligi Mistrzów.

wtorek, 19 czerwca 2012

Pierwszy skandal


Przyznaje się bez bicia, wczorajsze mecze oglądałem jednym okiem i wielkiego elaboratu nie stworzę. Wydaje mi się jednak, że ktoś tu został oszukany.

Szkoda mi Chorwatów, którzy przeciw Hiszpanom zagrali rozsądnie i na jeden punkt zasłużyli. Hiszpania wygrała 1:0, do ćwierćfinałów się wtoczyła, lecz sukcesu tej drużynie na EURO nie wróżę. W kolejnym pojedynku pomocy Wolfganga Starka i niesamowitych parad Ikera Casillasa może zabraknąć.

Do ćwierćfinału awansowali Włosi, którzy 2:0 ograli Irlandię i nie nadziali się na niekorzystny wynik w meczu Chorwacji z Hiszpanią. Fantastyczne trafienie zanotował Mario Balotelli, który udowodnił że zawodnikiem klasy światowej jest, ale brakuje mu stabilizacji i spokoju.

Dziś przed telewizorem zalegnę nieco bardziej, więc ostatnie pojedynki grupy D obejrzę dokładniej niż te wczorajsze. Z pierwszego miejsca Francja, z drugiego Anglia? Chyba tak.

niedziela, 17 czerwca 2012

Bez matematyki


Chwilę temu poznaliśmy największych przegranych EURO 2012, którymi bez względu na wyniki kolejnych spotkań, zostali Holendrzy. Z grupy śmierci z kompletem zwycięstw wyszli Niemcy, a tuż za nimi uplasowali się Portugalczycy.

Migając między TVP1 a TVP2 zauważyłem, że grupa B, mająca być grupą najbardziej wyrównaną, wcale taką nie była. Holendrzy na Ukrainę przyjechali totalnie bez formy lub z różnych względów formy tej pokazać nie chcieli. Duńczycy, mimo że zaczęli od trzech punktów zdobytych w meczu z Oranje, od Portugalczyków i Niemców odstawali i skończyli rozgrywki na miejscu trzecim.

Do ćwierćfinału awansowały ekipy Niemiec i Portugalii, które zaprezentowały się naprawdę dobrze i w obu śmiało można upatrywać faworytów do końcowego triumfu. W szczególności, że ich ćwierćfinałowi przeciwnicy do europejskich potentatów nie należą. W całym turnieju rywal naszych zachodnich sąsiadów - Grecy stworzyli sobie mniej okazji strzeleckich niż Robin van Persie zdążył zmarnować, natomiast Czesi mogą mieć poważne problemy z rozpędzonym Cristiano Ronaldo i panującym w środku pola Joao Moutinho.

Jutro poznamy dwóch kolejnych ćwierćfinalistów. Murowanym faworytem do awansu wydają się być Hiszpanie, którzy być może uknują z Chorwatami włoską eksmisję z turnieju. No bo skoro wynik 2:2 podopiecznym del Bosque daje pewne pierwsze miejsce, a Chorwaci drugim też by nie pogardzili, to po co skakać sobie do gardeł?

Odpadliśmy


Mimo że wczoraj zagraliśmy nasz ostatni mecz na EURO 2012, dziś, już na spokojnie stwierdzam: nie było tak najgorzej.

Owszem, zajęliśmy ostatnie miejsce w teoretycznie najsłabszej grupie turnieju. Nie wygraliśmy spotkania, strzeliliśmy dwie bramki, straciliśmy trzy. Pamiętać jednak musimy, że ostatnio nasze wielkie turnieje kończyły się już po drugim meczu i nawet jeśli notowaliśmy zwycięstwa, nic one nam nie dawały. Tu walczyliśmy do końca. Wspomnieć należy również, że blisko ćwierćfinału była drużyna, która w ostatnich meczach o stawkę prezentowała się fatalnie, przegrywając: u siebie ze Słowacją (0:1), na wyjeździe z Czechami (0:2) i Słowenią (0:3), a także remisując przed własną publicznością z Irlandią Północną (1:1). Franciszek Smuda po dwóch latach grania meczów sparingowych stworzył drużynę, która do samego końca walczyła, aby przebić się do grona ośmiu najlepszych drużyn w Europie. Czy to naprawdę wstyd, że odpadliśmy?

Do najtrudniejszego turnieju piłkarskiego na świecie, jakim według mnie są Mistrzostwa Europy, jeszcze nie dorośliśmy. W najważniejszych momentach drużynie zabrakło umiejętności i boiskowego doświadczenia. Najbardziej szkoda meczu z Grekami. Wygrywając 1:0 do przerwy, grając z przewagą jednego zawodnika na własnym boisku meczu zremisować (a prawie przegrać!) nie wypada. Kto wie, jakby potoczyły się nasze losy, gdyby w meczu inauguracyjnym chłopcom Franciszka stres nie sparaliżował kończyn. Zaprzestańmy jednak gdybać - na turnieju nas już nie ma. Kropka.

Na boiskach Polski i Ukrainy nie ma także reprezentacji Rosji, co jest zdecydowanie większą niespodzianką niż odpadnięcie naszych rodaków. Rosjanie zaczęli turniej od zwycięstwa 4:1 z Czechami i co poniektórzy zaczęli wróżyć naszym wschodnim sąsiadom nawet złoty medal. W kolejnym meczu rosyjski marsz zatrzymała bomba Kuby Błaszczykowskiego, lecz w meczu z Grecją podopieczni Dicka Advocaata faworytami byli murowanymi. Po raz kolejny swoją klasę pokazał jednak grecki bohater - Karagounis, który trafieniem w ostatniej minucie pierwszej połowy zapewnił swoim rodakom awans do kolejnej fazy. I tak zamiast Rosji i Polski, w ćwierćfinałach ujrzymy Czechów i Greków.

Dziś na śmierć i życie pobiją się w grupie śmierci, gdzie wszystko zdarzyć się może. Według mnie, trzy punkty zgarną Niemcy, a tuż za nimi w grupie uplasują się Portugalczycy, którzy solidnością i koncentracją powinni zatrzymać holenderski nieład.

sobota, 16 czerwca 2012

Ostatnie chwile


Do pierwszego gwizdka arbitra w meczu Polska-Czechy pozostało już naprawdę bardzo niewiele. Za chwilę rozpocznie się pojedynek o wszystko - mecz o niezwykłym ciężarze gatunkowym. Podopieczni Franciszka Smudy albo wygrają i okryją się chwałą, albo przegrają i w pamięci pozostaną tylko wielkie emocje.

W bramce stanie Tytoń. Czy to dobrze? Sam już nie wiem. Wydaje się, że nieco wyższe umiejętności bramkarskie prezentuje Wojciech Szczęsny, lecz za przedstawicielem ligi holenderskiej stoi pewność siebie, którą Przemysław zyskał broniąc karnego z Grecją i dobrze prezentując się w meczu z Rosją. Będąc na fali może zatrzymać Czechów. Wierzmy w to.

U naszych południowych sąsiadów nie zagra Tomas Rosicky. Ostatnio, kiedy zszedł w meczu z Grecją, jego kolegom gra przestała się układać i miejmy nadzieję, że Czesi dziś znów będą zagubieni.

Ciekawe jak Polacy poradzą sobie z presją. Z Grecją wyszło to przeciętnie. Na dzień dzisiejszy piłkarsko jesteśmy od przedstawicieli Hellady lepsi. Ten mecz zremisowaliśmy w głowach. Z Rosjanami było o niebo lepiej, ale tam presja była znikoma - w zwycięstwo nikt nie wierzył, remis każdy wziąłby z pocałowaniem ręki. Teraz presja znowu jest, każdy liczy na wielki sukces. I tutaj chciałbym się zatrzymać i już pogratulować chłopakom. Skoro ja siedzę przed laptopem i trzęsę się ze strachu, co musi czuć reprezentant Polski, który za kilkanaście minut wyjdzie na płytę boiska we Wrocławiu i będzie walczył na śmierć i życie przed kilkunastu-milionową widownią? A co jeśli, któryś z tych gladiatorów będzie zmuszony podejść do karnego? W ostatniej minucie meczu?

piątek, 15 czerwca 2012

Gawędzimy dalej

Primo. Gramy jutro z Czechami i zaczyna roznosić mnie energia. Za kilkanaście godzin zacznie się mecz o wszystko i jeśli zagramy w nim tak konsekwentnie jak w meczu z Rosją, możemy znaleźć się wśród ośmiu najlepszych drużyn europejskich. Cytując Eugena Polanskiego musimy jednak od pierwszego dnia gwizdka sędziego napierd***ć i tak do gwizdka ostatniego. A jeśli chcecie poczuć ciarki na plecach już dziś, to zapraszam do krótkiego seansu:


Secundo. Dzisiaj grali inni gospodarze i zawiedli. Ukraina na tle Francji wypadła bardzo blado i jeśli podopieczni Błochina mają zamiar pozostać w turnieju, z Anglią muszą zagrać o niebo lepiej. Zanim Francuzi spokojnie rozprawili się z naszymi wschodnimi sąsiadami nad Donieckiem rozszalała się gigantyczna burza, która sprawiła, że po czterech minutach gry piłkarze musieli udać się na prawie godzinną przerwę. Po kilku chwilach olbrzymie opady ustały, a organizatorom udało się doprowadzić murawę do stanu używalności i obie ekipy do gry powróciły. Po raz kolejny zaimponowali mi Trójkolorowi, którzy grają piłkę dojrzałą, ciekawą i skuteczną. Na boiskach Polski i Ukrainy będą niezwykle groźni.

Ze wspaniałym widowiskiem do czynienia mieliśmy również podczas drugiego spotkania, w którym Szwedzi poszli na wymianę ciosów z Anglikami. W pierwszej połowie ekipa Hodgsona skutecznie zneutralizowała reprezentantów Skandynawii, wśród których ciekawą piłkę prezentował jedynie Zlatan Ibrahimović. Kiedy po bramce Carrolla wyspiarze wyszli na prowadzenie, wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadały, że z trzema punktami skończy ten mecz reprezentacja Anglii. W drugiej części meczu panowie w żółtych koszulkach wzięli się jednak poważnie do roboty i po dwu trafieniach Olofa Mellberga wyszli na prowadzenie. Na to wszystko odpowiedział następnie Theo Walcott i karuzela emocji kręciła się nadal. Kwintesencją doskonałości tego meczu było trafienie Danny'ego Welbecka, który w ekwilibrystyczny sposób wpakował piłkę do siatki i po raz kolejny wyprowadził Anglię na prowadzenie. Po tym trafieniu worek z bramkami zamknął się bezpowrotnie, przez co Szwedzi dołączyli do Irlandczyków w czynności pakowania walizek. A Anglicy zagrają o awans z Ukrainą. Wystarczy im remis, który wydaje się być formalnością.

czwartek, 14 czerwca 2012

Ktoś odpadł


Dopiero w szóstym dniu Mistrzostw Europy 2012 poznaliśmy pierwszą drużynę, która pożegnała się z turniejem. Po dwóch porażkach do domu pakuje się reprezentacja Irlandii, która dziś dostała srogą lekcję futbolu od obrońców tytułu, Hiszpanów.

Mimo że mamy pierwszą ekipę przegraną, nadal na EURO narzekać nie możemy. Kolejne dwa mecze przyniosły nam sześć bramek, a pojedynek między Chorwacją i Włochami dostarczył nam również wiele piłkarskiej walki i emocji. Po dzisiejszym dniu wiemy, że Hiszpanie również podczas tego turnieju będą niezwykle groźni i na pewno nie zrezygnowali z rywalizacji o najwyższe cele. Za kilka dni La Furia Roja zagra arcyważny pojedynek z Chorwatami, któremu bacznie przypatrywać się będą Włosi, starając się jednocześnie zaaplikować jak najwięcej bramek Irlandczykom.

Sytuacja w grupie C, mimo porażki przedstawicieli Szmaragdowej Wyspy, nadal jest niezwykle ciekawa. Cały czas pewna awansu nie może być żadna ekipa, natomiast po ostatniej kolejce wszystkie ekipy mogą mieć punktów pięć i o wszystkim zadecydować może tak zwana "mała tabelka".

Jutro EURO wraca na Ukrainę. Najpierw gospodarze turnieju zmierzą się z Francuzami, a wieczorem drugą kolejkę spotkań skończą Szwedzi z Anglikami. EURO pędzi, mecze dostarczają nam wiele emocji i niech to trwa jak najdłużej.

środa, 13 czerwca 2012

Wszystko (nie)jasne


Druga kolejka w grupie śmierci za nami. Holendrzy nadal są bez punktu, ale szanse na ćwierćfinał ciągle mają. Niemcy wygrali drugi mecz arcytrudny, ale do pewnego awansu brakuje im punktu, bądź odpowiednich rozstrzygnięć w innych meczach. W trzeciej kolejce nudno nie będzie.

Niemcy na ukraińskie boiska przywieźli maszynę do wygrywania. Skoncentrowani, konsekwentni i skuteczni - tak można scharakteryzować żołnierzy Joachima Loewa, którzy po zwycięstwie 1:0 nad Portugalią, tym razem 2:1 ograli Holendrów. W świetnej formie jest Mario Gomez, który dziś dwukrotnie pokonał Stekelenburga i po raz kolejny został bohaterem meczu. W drugiej połowie odpowiedział Robin van Persie, lecz choćby punktu Holendrom to nie przyniosło. Oranje po raz kolejny zagrali jak zbieranina indywidualności i jeśli nie zdarzy się cud, Bert van Marwijk i spółka wrócą do domu po trzech meczach.

Ciekawie było również w meczu rozgrywanym o godzinie 18, w którym Portugalia wygrywając z Danią powróciła do gry o awans. Po raz kolejny na EURO 2012 przeżywaliśmy wielkie wahania nastrojów. Portugalczycy rozpoczęli od zdobycia dwu bramek i wydawało się, że Cristiano Ronaldo i kumple spokojnie sięgną po trzy punkty. Duńczycy powrócili jednak w wielkim stylu, największa gwiazda reprezentacji Portugalii marnowała sytuację za sytuacją, lecz w końcu Silvestre Varela dał iberyjskim przybyszom upragnione zwycięstwo.

Za tydzień mogą czekać nas scenariusze skrajnie różne. Porażka Niemców z Duńczykami przy jednoczesnym zwycięstwie Portugalii nad Holandią sprawiłoby, że świetnie prezentujący się do tej pory nasi zachodni sąsiedzi pożegnają się z turniejem już po pierwszej rundzie. Z drugiej strony, Holendrzy, którzy do tej pory całkowicie zawodzą powalczą z Portugalią o awans i będą trzymać kciuki, żeby Niemcy pokonały Danię. To jednak za kilka dni.

Jutro ciekawie zapowiada się pojedynek Chorwatów z Włochami. Pierwsi mogą zapewnić sobie awans do kolejnej fazy, natomiast drudzy chcą pokazać, że dobry mecz z Hiszpanią nie był przypadkiem. Reprezentanci Półwyspu Iberyjskiego będą chcieli natomiast pokonać Irlandię i postawić poważny krok w kierunku ćwierćfinałów. Jutro znowu będą emocje - nudnego meczu na tym turnieju jeszcze nie zaznaliśmy.

Minus dla Warszawy


Przed chwilą zakończył się pojedynek Danii z Portugalią i bez chwili zawahania, kolejny mecz możemy uznać za ciekawy. O grupie śmierci napiszę więcej po spotkaniu Holandii z Niemcami, a teraz na moment zahaczę o temat z futbolem związany tylko pośrednio, gdyż wczoraj wiele działo się nie tylko na boisku.

O tym, że między kibicami Polski i Rosji miłości nie ma wiedzieli wszyscy. Oczywiste było również, że znak o sobie będą chcieli dać także rosyjscy i polscy chuligani. Do ulicznych bijatyk doszło i polskie media wreszcie są szczęśliwe - po raz kolejni polskiego kibola oczernić można.

Owszem, sceny z Warszawy nikogo z wyjątkiem chuligańskiej braci zachwycić nie mogą, lecz czwarta władza mówi tylko o hordach polskich bandytów, zapominając o tym, że: Rosjanie swoje na sumieniu mają także, a i Warszawa wraz ze służbami porządkowymi do wydarzenia nie przygotowały się w sposób odpowiedni. Owszem, ciężko jest być wszędzie i zapobiegać każdej, najmniejszej bójce, ale w dniu wczorajszym Policja z zabezpieczeniem marszu rosyjskich kibiców sobie wyraźnie nie poradziła. Zastanawiające jest również, że jeszcze nie tak dawno fani Polonii Warszawa zostali solidnie skarcenia za flagę "Precz z komuną", natomiast w dniu wczorajszym Rosjanie paradujący z flagami z sierpem i młotem szli sobie przez centrum Warszawy jakby nigdy nic.

Wyszło jak wyszło. Hasło: Polska kibolska poszło w świat. A przecież mogło to wyglądać zgoła odmiennie.

Nie zagramy o honor


Mimo że do pełni szczęścia potrzebujemy jeszcze aż trzech punktów w meczu z Czechami, z kadry Franciszka Smudy już możemy być zadowoleni - podczas EURO 2012 wreszcie nie ujrzymy typowo polskiego meczu o honor, który ostatnio towarzyszył nam na każdej wielkiej imprezie.

Wczorajszy remis z ekipą Dicka Advocaata sprawił, że awans Polaków do ćwierćfinału jest bardzo realny i, co najważniejsze, jesteśmy zależni tylko i wyłącznie od siebie. Kiedy kilka dni temu po fatalnej drugiej połowie zaledwie zremisowaliśmy z przeciętną Grecją, a chwilę później Rosjanie rozbili Czechów 4:1 wydawało się, że w pojedynku ze Sborną nie mamy czego szukać. Optymizmu wśród polskich kibiców szukać można było ze świecą, lecz trzeba uczciwie przyznać, że wszystkie argumenty, zarówno czysto piłkarskie jak i psychologiczne leżały po stronie naszych rywali. Wczorajszy mecz na Stadionie Narodowym był prawdziwym popisem walki, koncentracji i uporu, które dały nam niezwykle cenny remis.

Pochwalić przede wszystkim trzeba Francisza Smudę, który zdecydował się postawić na Dariusza Dudkę, który nie dość że był kluczową postacią w taktyce mającej na celu zatrzymanie rozpędzonej Rosji, to zagrał spotkanie bardzo dobre. Nasi wschodni sąsiedzi byli zdecydowanie mniej groźni niż podczas potyczki z Czechami i mimo że w naszej grze było widać kilka mankamentów, udało się zdobyć ważny punkt, dzięki któremu w przyszłość możemy patrzeć z większym optymizmem. Oprócz Dudki, bardzo dobry mecz zagrał Eugen Polanski i Damien Perquis, którzy sprawiali Rosjanom dużo problemów. Dzielnie walczył również Robert Lewandowski, który mimo ścisłego krycia przez dwójkę rosyjskich obrońców, kilka razy przyczynił się do stworzenia groźnych sytuacji. Na minusy zasłużyli przede wszystkim Sebastian Boenisch, który był zawsze spóźniony, zarówno w defensywie i ataku, Ludovic Obraniak, który oprócz dobrze wykonywanych stałych fragmentów gry nie pokazał nic ciekawego i Kuba Błaszczykowski, który jednak odpłacił nam się pięknie zdobytą bramką.

W sobotę czeka nas mecz z Czechami, którzy wczoraj 2:1 pokonali Grecję i wskoczyli na drugie miejsce w tabeli. Do meczu z Polakami mogą jednak przystąpić bez swoich największych gwiazd: Tomasa Rosickiego i Petra Cecha. Nasi południowi sąsiedzi w szczególności mogą odczuć brak tego pierwszego, który w dwu dotychczasowych meczach pełnił rolę rozgrywającego, mózgu drużyny.

Mimo dobrego wyniku i niezłej gry z Rosją, w hurraoptymizm popadać nie możemy. Po jednym kroku w tył, jakim był remis z Grecją, teraz wykonaliśmy ruch do przodu, lecz bez zwycięstwa nad Czechami cały wysiłek włożony w spotkanie ze Sborną pójdzie na marne. Z reprezentacją Bilka czeka nas pojedynek na śmierć i życie. Ciekawe, czy Smuda znów postawi na defensywną trójkę w postaci: Murawskiego, Dudki i Polanskiego, czy jednak do składu powróci Rybus. Moim zdaniem, opcja rosyjska będzie pasować bardziej. Czesi również chcą grać piłką, wymieniają dużą liczbę podań, swoje akcje starają się budować spokojnie i konsekwentnie. Jeśli uda nam się rozbić czeski atak, strzelić bramkę powinniśmy. Defensywa naszych południowych sąsiadów jest zdecydowanie słabsza niż obrona Rosjan czy Greków, a my pokazaliśmy że potencjał w ofensywie mamy. Wykorzystać musimy także nierówną formę Czechów, którzy podczas jednego meczu piętnaście minut potrafią grać bardzo dobrze, żeby przez kolejny kwadrans niemalże potykać się o własne nogi. Jedno jest pewne, w sobotę emocje sięgną zenitu.

Dziś super-ciekawie powinno być w grupie B, gdzie Portugalia i Holandia będą walczyć o przetrwanie kolejno z Danią i Niemcami. Czy dziś poznamy pierwszych wielkich przegranych EURO?

wtorek, 12 czerwca 2012

Zakończenie



Wczoraj poznaliśmy ostatnie rozstrzygnięcia pierwszej kolejki fazy grupowej i możemy już pokusić się o pierwsze podsumowania.

Pojedynki Francuzów z Anglikami i Szwedów z Ukraińcami stały na wysokim poziomie, choć odnoszę wrażenie, że do tej pory lepsze mecze oglądaliśmy po polskiej stronie EURO. Reprezentacja Albionu z Trójkolorowymi grała bojaźliwie, lecz pewna gra w defensywie sprawiła że ważny punkt na konto podopiecznych Hodgsona trafił. Wydaje się, że Anglicy mają zbyt mało argumentów, żeby na tym turnieju ugrać coś więcej, ale z takimi ocenami należy się wstrzymać do następnych spotkań.

Wśród gospodarzy zdecydowanie lepiej zaprezentowali się Ukraińcy, którzy 2:1 pokonali Szwecję i wykonali poważny krok, aby osiągnąć cel minimum, którym bez wątpienia jest awans do ćwierćfinału. Nasi wschodni sąsiedzi zagrali konsekwentnie i dzięki dwu bramkom nieśmiertelnego Andrija Szewczenki na Ukrainie zapanowała radość.

Dziś wielka radość zapanować może również nad Wisłą, ale z Rosjanami będzie naszym ulubieńcom niezwykle ciężko. Każdy mecz jest jednak oddzielną historią i kciuki należy trzymać. Więcej wiedzieć będziemy około 22.30.

niedziela, 10 czerwca 2012

Musimy być zadowoleni


Ostatnimi czasy piłka nożna na wielkich turniejach nas nie zachwycała. Drużyny bardzo często zamiast myśleć o zdobywaniu goli, skupiały się na murowaniu dostępu do własnych bramek. W szczególności, problem piłkarskich szachów dotyczył spotkań inaugurujących rozgrywki, kiedy każde potknięcie mogło być niezwykle kosztowne. Mistrzostwa Europy 2012 na razie zachwycają, zbędnego kalkulowania nie widać, wszyscy walczą na całego. I o to chodzi!

Po wczorajszym meczu między Portugalią a Niemcami, który do emocjonujących raczej nie należał, dziś większość spodziewała się typowego dla Włochów catenaccio i hiszpańskiej tiki-taki. Obie ekipy miały siebie badać, spokojnie wyczekując swoich szans. W Gdańsku obejrzeliśmy spotkanie zgoła odmienne. Zarówno podopieczni Cesare Prandelliego, jak i chłopcy del Bosque postanowili postawić wszystko na jedną kartę już w pierwszym meczu EURO 2012 i zdecydowanie przybliżyć się do zwycięstwa w grupie C. Akcji podbramkowych było co nie miara, tempo spotkania zachwycało i trochę szkoda, że tak świetnie bronili golkiperzy, bo bramek mogło być więcej. Worek z trafieniami rozwiązał się dopiero w drugiej połowie. Co prawda, skończyło się na skromnym 1:1, ale żaden fan futbolu na brak piłkarskich wrażeń narzekać nie mógł. Pozytywnie zaskoczyli szczególnie Włosi, którzy do Polski ze swojej ojczyzny zabrali mnóstwo swoich problemów. W potyczce z obecnie najlepszą drużyną świata reprezentanci Półwyspu Apenińskiego wznieśli się na wyżyny swoich możliwości i pokazali, że będą w tym turnieju groźni i że na pewno nie są już zagubionymi we mgle zawodnikami, którzy na ostatnim wielkim turnieju nie potrafili wygrać nawet z Nową Zelandią. A Hiszpanie? La Furia Roja parę elementów do poprawy ma, ale jak na pierwsze spotkanie nie było źle. Problemem reprezentacji del Bosque może być brak klasycznego napastnika w formie. Silva i Fabregas snajperami nie są, a Torres dziś pokazał, że od optymalnej formy jest daleki. Co na to Llorente?

Remis Włochów z Hiszpanami najbardziej ucieszył Chorwatów, którzy sięgnęli po trzy punkty w meczu z Irlandią. Drużyny skazywane na porażkę w grupie C pokazały się z bardzo dobrej strony, stworzyły widowisko absolutnie ciekawe. Bardzo pozytywnie wypadli Chorwaci, którzy zagrali rozsądnie, skutecznie i przy okazji dość szczęśliwie. Po trzypunktowej zdobyczy podopieczni Bilicia postawili bardzo poważny krok w kierunku ćwierćfinału i zarówno Hiszpanie, jak i Włosi muszą mieć się na baczności. Szkoda mi trochę Irlandczyków, ale wydaje się, że przedstawiciele szmaragdowej wyspy nie dorośli do futbolu na tak wysokim poziomie.

Jutro EURO powraca na Ukrainę i też może być interesująco. Na początek pełna przeróżnych problemów Anglia zmierzy się z powracającą do wielkiej formy Francją, a potem drudzy gospodarze mistrzostw na pewno będą chcieli przekonać swoich kibiców, że awans z tej piekielnie trudnej grupy jest możliwy. Będzie się działo.

sobota, 9 czerwca 2012

Pogawędźmy

Cieszą się Polacy, cieszy Ukraina - mistrzostwa Europy zostały oficjalnie zainaugurowane w obu krajach mających się za gospodarzy. Dziś poznaliśmy pierwsze rozstrzygnięcia w grupie B, potocznie zwaną grupą śmierci. Zresztą, bardzo słusznie.

Zanim jednak przejdę do gawędzenia na temat spotkań sobotnich, krótko chciałbym skomentować słowa Franciszka Smudy, który w wywiadzie jasno wytłumaczył, dlaczego w meczu z Grekami nie zdecydował się na wprowadzenie zawodników rezerwowych. Drogi selekcjonerze, mimo że i tak zapewne tego nie czytasz, przykład jednego Muellera to wyjątek potwierdzający regułę. Drogi selekcjonerze, przekonaj Sir Alexa Fergusona, że zmiany się nie opłacają:


Drogi selekcjonerze, przekonaj również Roberto di Matteo, że zmiany się nie opłacają:

Fernando Torres scores against Barcelona - Champions League Semi-Final 24 April 2012 from Lucifer on Vimeo.


Dobrze, pastwić się nad Franzem już przestaję - mimo że przykładów znalazłbym jeszcze trochę. Grała grupa śmierci, więc jest o czym pogawędzić. W pierwszym meczu Holandia powinna wygrać z Danią jakoś 4:1. Robin van Persie zostawił jednak celownik w Londynie i jeśli w międzyczasie nikt Holendrowi ze stolicy Anglii go nie dostarczy, to tulipanowa nacja do domu wróci szybciutko. Na razie pomarańczowe problemy obnażyli Duńczycy. Strzelec jedynej bramki, Krohn-Dehli najpierw "na zamach" zwiódł całą obronę Holandii, a potem między nogami wpakował bramkę Stekelenburgowi. Chyba nie o to chodziło selekcjonerowi Holendrów, kiedy zapowiadał, że w tym turnieju jego podopieczni zagrają bardziej ofensywnie. Defensywa Oranje zawiodła, skuteczność Oranje zawiodła i Oranje punktów na koncie nie mają. Mimo że sympatyzowałem z przedstawicielami Skandynawii, szkoda mi Robbena - limit pecha w tym sezonie łysy skrzydłowy chyba już wyczerpał. Ileż można? Teraz przed Arjenem i spółką spotkania z Niemcami i Portugalią. O wyjście z grupy będzie niezwykle trudno, ale nie takie rzeczy w piłce nożnej się działy. Zaczną się boje na śmierć i życie.

Nieco mniej emocji przyniosło nam główne wydarzenie dzisiejszego wieczoru. Spotkanie Portugalii z Niemcami potwierdziło, że im większa stawka spotkania, tym więcej piłkarskich szachów. W pierwszej połowie emocji było jak na lekarstwo. Raz blisko był Podolski, raz w poprzeczkę trafił Pepe. W drugiej połowie zabójczo skuteczny Mario Gomez strzelił decydującą o zwycięstwie bramkę i komplet oczek zdobyli jedni z głównych faworytów Mistrzostw Europy. Obie drużyny zaimponowały taktyczną dyscypliną i po dniu dzisiejszym to właśnie tym ekipom wróżę ćwierćfinały. Oczywiście, to wszystko może zmienić się jeszcze kilkukrotnie. Jedno jest pewne, w następnej kolejce Holandia zagra z Niemcami o wszystko, Portugalia zagra z Danią o wszystko. Szachy zostaną odstawione na bok. Ujrzymy piłkę nożną w pełnej krasie. I o to chodzi!

piątek, 8 czerwca 2012

Pierwsze śliwki


Pierwszy dzień Mistrzostw Europy 2012 na boiskach Polski i Ukrainy za nami. Mieliśmy pełen piłkarskich nerwów mecz otwarcia i festiwal ofensywnego futbolu w spotkaniu Rosja-Czechy. Teraz, kiedy emocje już opadły, nadszedł czas na nieco spokojniejsze podsumowanie tego, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku godzin.

Po ciekawej ceremonii otwarcia EURO przyszedł czas na mecz, na który polscy kibice czekali niezwykle długo. Do turnieju przygotowywaliśmy się bardzo długo, napięcie rosło wraz z upływem każdej kolejnej minuty, aż wreszcie Polacy i Grecy wyszli na murawę Stadionu Narodowego. Kiedy hiszpański arbiter gwizdnął po raz pierwszy absolutnie nikt z nas nie wiedział, czego możemy się spodziewać. Polacy zaczęli z animuszem, natychmiast przechodząc do zrealizowania nakreślonego wcześniej planu, który zakładał szybkie objęcie prowadzenia i kontrolowanie spotkania. Grecy bronili się dzielnie, Biało-Czerwoni postanowili szybko wymieniać piłkę między sobą i w końcu osiągnęli to, o czym marzyli. Kiedy do szatni nasi ulubieńcy schodzili przy stanie 1:0, grając przy tym w przewadze jednego zawodnika, wydawało się że zwycięstwo w meczu otwarcia jest na wyciągnięcie ręki.

W drugiej połowie przegraliśmy sami ze sobą. Po pierwsze, zabrakło nam doświadczenia i spokoju. Po drugie, zabrakło nam selekcjonera. Trener Smuda w żaden sposób nie zareagował na wydarzenia boiskowe. Po zmianie stron Polacy stanęli w miejscu, a Grecy mimo braku jednego zawodnika spokojnie realizowali swoją taktykę, która gdyby nie interwencja Tytonia, zapewne przyniosłaby skutek w postaci trzypunktowej zdobyczy naszych rywali. Zostaliśmy z remisem i musimy z tym żyć. Mamy jeszcze przynajmniej dwa mecze.

W pierwszej połowie widziałem drużynę dojrzałą, która dokładnie wiedziała na co ją stać i co powinna z tym zrobić. Po zmianie stron nasze demony powróciły. Fatalne zachowanie defensorów sprawiło, że absolutnie niegroźni do tej pory Grecy doprowadzili do wyrównania, a potem było już tylko gorzej. Zagubili się nasi chłopcy, zagubił się również Franciszek Smuda, który zamiast pomóc reprezentacji poprzez boiskowe roszady, przeszedł zupełnie obok meczu. Przed spotkaniem remis 1:1 zapewne wielu kibiców uznałoby za wynik całkiem dobry, który pozwala spokojnie myśleć o awansie do ćwierćfinału. Czy w dzisiejszych okolicznościach jesteśmy jednak w stanie spojrzeć w przyszłość optymistycznie, skoro grając w przewadze, wygrywając 1:0 nie potrafimy zgarnąć kompletu oczek, mało co zostając bez niczego?

Kiedy zdążyliśmy się już nieco uspokoić po emocjach związanych z meczem otwarcia, bardzo dobry spektakl zafundowali nam grupowi rywale Polaków - Czesi i Rosjanie. Obie ekipy postawiły na futbol ofensywny i zdecydowanie więcej ugrali na tym Rosjanie, którzy turniej rozpoczęli od trzypunktowej zdobyczy i pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. Teraz podopieczni Advocaata będą chcieli postawić "kropkę nad i", wygrywając w meczu numer dwa. Przed Biało-Czerwonymi zadanie arcytrudne. Rosjanie to przynajmniej jedna półka wyżej niż Grecy, a spoglądając na popisy naszej linii defensywy, optymizmu we mnie nie ujrzycie. Nie można jednak płakać nad rozlanym mlekiem, a należy wyciągnąć odpowiednie wnioski.

Przed spotkaniem z Rosją będziemy lżejsi o kilkaset kilogramów olbrzymiej presji. Pierwszy raz zawsze niesie ze sobą sporą dawkę stresu i tym razem było podobnie. Miejmy nadzieję, że podczas batalii z naszymi wschodnimi sąsiadami będziemy mądrzejsi o mecz z Grecją i nie popełnimy błędów tych samych. Przede wszystkim, liczę na to, że panowie lepiej będą reagować na sytuacje boiskowe, z trenerem Smudą na czele. Rosjanie są na fali, ale często ich forma zmienną bywa. Trzeba walczyć dalej i skoro na taktyczny geniusz Franza liczyć raczej nie możemy, uwierzmy w jego szczęście i cuda. I cieszmy się tym, że turniej zaczął się naprawdę niezwykle ciekawe. Pierwsze śliwki posmakowały.

Dziwny mecz


Bardzo na szybko. Ręce się trzęsą od emocji i sam do końca nie wiem, czy powinienem płakać, czy się cieszyć. Przed chwilą zakończył się mecz dziwny. Kalejdoskop.

Zaczęliśmy świetnie. Raz po raz atakowaliśmy Greków, którzy mimo skomasowanej obrony nie dawali sobie z nami rady. W końcu osiągnęliśmy to, czego tak pragnęliśmy. Robert Lewandowski zdobył bramkę otwierającą wynik spotkania i od tej pory miało być tylko łatwiej. A kiedy odgwizdujący każde najmniejsze muśnięcie hiszpański arbiter wyrzucił z boiska greckiego defensora, wydawało się że lepiej EURO nie mogło się rozpocząć.

Na drugą połowę Grecy wyszli zmobilizowani, żeby doprowadzić do remisu i bronić korzystnego dla siebie rezultatu. My chcieliśmy grać mądrze, spokojnie, ale nam to nie wyszło. Po bramce Salpingidisa zrobiło się 1:1 i reprezentanci Hellady cofnęli się do głębokiej defensywy, z którą poradzić sobie nie mogliśmy zupełnie. Kiedy wydawało się, że piłkarskie niebo nie jest dla nas, balansując na krawędzi czyśćca, nagle prawie znaleźliśmy się w piekle. Czerwona kartka dla Wojciecha Szczęsnego i rzut karny dla Greków miał być dla nas wyrokiem. I wtedy między słupkami pojawił się Przemysław Tytoń, który broniąc strzał kapitana naszych rywali - Karagounisa sprawił, że znowu nie było źle. Skończyło się bramkowym remisem. Czy to dobrze?

Przed meczem zadawałem sam sobie wiele pytań. Teraz mam ich jeszcze więcej. Czy prawdziwą Polskę widzieliśmy w pierwszej połowie, czy raczej prezentujemy poziom chłopców we mgle z połowy drugiej? Z jednej strony, wielka szkoda, że nie udało się Greków dobić szybciej, jeszcze w pierwszej połowie. Z drugiej jednak, równie dobrze mogliśmy ten mecz z kończyć z zerowym dorobkiem punktowym. Jest dziwnie, naprawdę bardzo dziwnie. Na razie mamy jeden punkt, za moment Czesi z Rosjanami też mogliby zdobyć po jednym. Zaczęło się, są wielkie emocje, aż chyba pomyślę nad zmianą nazwy bloga. Może "Europejskie dramaty" będzie lepiej?

Wpadam w piłkoszał


Zostały trzy godziny. Przynajmniej w momencie, kiedy zaczynam pisać tę notkę. Pięć lat temu, dokładnie w dniu moich osiemnastych urodzin Michel Platini ogłosił, że Mistrzostwa Europy odbędą się na boiskach Polski i Ukrainy. Od tego czasu moje piłkarskie szaleństwo trwało nieprzerwanie, lecz nadchodzącego EURO w ogóle nie czułem. Nawet na kilka tygodni przed rozpoczęciem mistrzostw stałem nieco z boku, biernie przyglądając się futbolowej gorączce. To już jednak przeszłość.

Za kilkadziesiąt minut Caballero rozpocznie mecz Polski z Grecją, a ja czuję jedynie strach i niepewność. Przechodzą przeze mnie myśli absolutnie skrajne. Najpierw widzę wznoszącego ku górze ręce Lewandowskiego, który strzelając bramkę na 2:0 gwarantuje nam kapitalne rozpoczęcie turniejowej batalii. Chwilę później widzę rozkładającego dłonie w geście bezradności Wojciecha Szczęsnego, któremu nie udało się zapobiec klęsce. A może po męczarniach bezbramkowo zremisujemy i o naszej EURO-przyszłości będziemy wiedzieć jeszcze mniej niż wiemy dotychczas?

Trafiliśmy do grupy najłatwiejszej z możliwych. Z drugiej strony, od 568 minut nie strzeliliśmy bramki w meczu inaugurującym nasze zmagania na ważnych turniejach. Mamy gwiazdy światowego formatu: Lewandowskiego, który pokonał Bayern Monachium, Błaszczykowskiego, który w Borussii godnie zastąpił kontuzjowanego Mario Goetze, Piszczka, o którego pyta się wielki Real Madryt, Wojciecha Szczęsnego, którego talentem zachwycają się w Londynie i Barcelonie. Nie zagraliśmy jednak meczu o stawkę przez czas wybitnie długi. Po drugiej stronie będą stali rywale, którzy w tym roku wygrali tylko z Armenią i to zaledwie 1:0. W spotkaniach najwyższej wagi podczas eliminacji do naszego turnieju nie przegrali jednak ani razu, tracąc w dziesięciu spotkaniach tylko pięć bramek. Greckie nazwiska nie przerażają, kadrowo wydają się być w naszym zasięgu. Kto tu jest faworytem?!

Jednego jestem pewien. Gramy mecz o wszystko. Jeśli polegniemy dziś z Grecją, to będzie koniec. Rosja jest silna i wygrać z nią będzie piekielnie ciężko. Reprezentanci Hellady też broni łatwo nie złożą, ale czuję, choć może to wariactwo, że dzisiejszy wieczór będzie nasz. Poza tym, podobno w Warszawie pada, a to znak że dzieje się coś ważnego. Przesądny nigdy za bardzo nie byłem, ale dziś będę. Przecież zwariowałem. Zawsze, kiedy w moim życiu dzieje się coś wielkiego, to pada deszcz. Niech pada do 19:50.

Kto to wygra?


Mimo że piłka nożna nie raz pokazała nam swoje zaskakujące oblicze, przed rozpoczęciem każdego wielkiego turnieju staramy się wskazać drużyny określane mianem faworytów, czarnych koni i skazanych na porażkę. Finałową szesnastkę podzieliłem w sposób następujący.

SUPER-FAWORYCI
Bez dwóch zdań - Niemcy i Hiszpanie. Obie nacje w ostatnich czasach zaczęły dominować zarówno w rozgrywkach klubowych jak i międzynarodowych - w tym roku niemiecki Bayern Monachium bił się z hiszpańskim Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów, dwa lata temu wyżej wymienione reprezentacje stoczyły zacięty bój w finale afrykańskich Mistrzostw Świata, natomiast jeszcze dwa lata wcześniej Hiszpanie pokazali wyższość nad Niemcami w finale Mistrzostw Europy. Od tamtych chwil wielkich zmian w obu drużynach nie zauważono. To nadal niezwykle silne ekipy, w których ciężko wskazać poważne braki. Co prawda, przedstawicielom Półwyspu Iberyjskiego zabraknie wsparcia wielkich gwiazd w postaci Davida Villi czy Carlesa Puyola, ale hiszpańskie bogactwo powinno poradzić sobie i z takimi problemami. Niemcy przyjechali w składzie optymalnym, podrażnionym ostatnimi wydarzeniami w futbolu klubowym. Będą niezwykle groźni.

FAWORYCI
Szczebelek niżej również umieściłem dwie reprezentacje - Holandii i Francji. Popularni Oranje bardzo bliscy byli osiągnięcia piłkarskiego raju na ostatnim Mundialu, lecz ostatecznie Andres Iniesta pogrzebał ich marzenia. Na polskie i ukraińskie boiska podopieczni Berta van Marwijka pojadą spragnieni rewanżu i sukcesu. Holendrzy argumentów mają wiele, dość niepewnie wygląda jedynie linia obrony. Jednak jeśli szyki defensywne Pomarańczowych będą funkcjonować odpowiednio, to reprezentanci Niderlandów będą w stanie najpierw wyjść z piekielnie mocnej grupy, a potem powalczyć o najwyższe cele. Zupełnie inną historią są Francuzi. Ostatnie lata dla futbolu znad Sekwany są raczej ubogie w sukcesy, a bogate w rozczarowania. Wydaje się jednak, że najgorsze Trójkolorowi mają już za sobą i w nadchodzącym wielkimi krokami turnieju podopieczni Laurenta Blanca mogą odegrać niezwykle ważną rolę. Okres zmiany pokoleniowej powoli odchodzi w zapomnienie, w składzie Francuzów piłkarzy doskonałych jest co nie miara. Trójkolorowi mogą niedługo powrócić do najwyższej europejskiej klasy.

FAWORYCI?
Portugalia, Anglia, Włochy - czyli trzy wielkie firmy z trzema wielkimi znakami zapytania. Portugalczycy na EURO 2012 zakwalifikowali się dopiero po wygranych barażach, a ostatnie mecze sparingowe nie napawają optymizmem (bezbramkowe remisy z Polską i Macedonią, porażka 1:3 z Turcją). Na dodatek zawodnicy Paulo Bento w fazie grupowej będą musieli zmierzyć się z Niemcami, Holandią i Danią. I zapewne na tej rundzie ich przygoda z Mistrzostwami Europy się zakończy. Sukcesu nie wróżę również innej piłkarskiej nacji - Anglikom. Niby nazwiska mają, niby angielska Premiership do najciekawszych i najlepszych lig należy, ale w przedstawicieli Wysp Brytyjskich nie wierzę. Zrezygnowanie z usług Fabio Capello i zamieszanie wokół kadry na pewno Anglikom nie pomogło. Roy Hodgson i spółka z grupy może i wyjdą, chociaż Szwedzi i Ukraińcy również o to powalczą. O Włochach pisać dużo nie będę. Kryzys popularnego Calcio wydaje się być naprawdę poważny, a skalę problemu dobrze opisał Rafał Stec: http://rafalstec.blox.pl/2012/06/Ile-potrwa-wloski-koszmar.html.

CZARNE KONIE
Polska, Rosja, Chorwacja. Pierwsza pozycja to wymysł czysto patriotyczny. Poważnego spotkania nie rozegraliśmy od dwóch i pół roku. Relatywnie nie dawno dostaliśmy szóstkę od Hiszpanów. Wspomagać nas będą jednak ściany, atmosfera w kadrze jest genialna, na ławce trenerskiej mamy niezwykłego farciarza i fajtera, którego drużyny nie raz wygrywały w sytuacjach beznadziejnych. Mamy także genialne trio z Dortmundu i Wojciecha Szczęsnego, który ma nas zbawić. Bycie niepoprawnym optymistą czasem jest jednak przyjemne. Zdecydowanie lepsze argumenty stoją po stronie Rosjan i Chorwatów. Ci pierwsi tuż przed turniejem pokonali 3:0 Włochów i dali wszystkim sygnał, że półfinał w roku 2008 nie był dziełem przypadku. Drudzy na wielkich zawodach często wznosili się na absolutne wyżyny swoich możliwości i mam przeczucie, że w tym roku może być podobnie.

CAŁA RESZTA
Ukraina, Dania, Szwecja, Grecja, Irlandia, Czechy. Może lekceważenie Duńczyków, Greków i Szwedów jest piłkarsko niepoprawne, lecz przeczucie o nijakości tych drużyn mam i tyle. Ukraina ma za dużo swoich wewnętrznych problemów, żeby futbolowo pokazać się z najlepszej strony. Czechy i Irlandia to drużyny dość przeciętne, dla których udział w tym turnieju jest już pewnego rodzaju sukcesem. Może jednak jestem w błędzie i którąś z wyżej wymienionych ekip zobaczymy gdzieś wyżej niż w fazie grupowej?

czwartek, 7 czerwca 2012

Przypomnijmy sobie

Zanim przejdę do sedna, czyli relacji, sprawozdań i przemyśleń dotyczących Mistrzostw Europy 2012, tak trochę w ramach przypomnienia i złapania klimatu, pragnę przypomnieć Wam najważniejsze, najciekawsze i najbardziej emocjonujące momenty Mistrzostw Europy 2008, które rozegrały się na boiskach Austrii i Szwajcarii.

Do obrony tytułu, sensacyjnie, przystąpili Grecy. W kolejce do trofeum pana Delauney'a ustawili się wszyscy najwięksi faworyci, z wyjątkiem Anglików, którzy z marzeniami o Euro 2012 pożegnali się mniej więcej tak:


W fazie grupowej do wielkich sensacji nie doszło. Przeciętni gospodarze pożegnali się z imprezą szybciutko, natomiast pierwszym przegranym mistrzostw byli Francuzi, którzy remisując z Rumunią oraz przegrywając z Włochami i Holandią o medalach mogli co najwyżej pomarzyć. Prawdziwe emocje rozpoczęły się w ćwierćfinałach. Najpierw Niemcy po pasjonującym boju pokonali 3:1 Portugalczyków, a dnia kolejnego w meczu Chorwacja-Turcja przeżyliśmy horror absolutnie doskonały:


Turkey vs Croatia (Euro 2008) HQ przez discbreaker

W dwu kolejnych ćwierćfinałach również na brak emocji nie mogliśmy narzekać. Najpierw Rosjanie sensacyjnie, po dwóch bramkach w dogrywce wysłali do domu Holendrów, a na sam deser Hiszpanie stoczyli batalię z Włochami, którą wygrali po rzutach karnych. A wszystko to w momencie, kiedy grający pięknie jak zwykle przedstawiciele Półwyspu Iberyjskiego w sposób nam wszystkim dobrze znany mieli odpaść z nacją, dla której awanse kuchennymi drzwiami były chlebem codziennym. Casillas pokonał Buffona w serii jedenastek:


Emocji nie zabrakło również w półfinałach. W Wiedniu podopieczni Luisa Aragonesa spokojnie rozprawili się 3:0 z bezradnymi Rosjanami, jednak dużo większe emocje przeżyli kibice w Bazylei, gdzie po raz kolejny niesamowity spektakl zafundowali nam tureccy bohaterowie. W burzowej atmosferze, zakłócającej raz po raz obraz transmisji panowie ze Stambułu i okolic w mocno przetrzebionym składzie do ostatnich minut dzielnie stawiali opór rozpędzonym Niemcom, lecz ci po trafieniu Lahma w ostatnich sekundach meczu zagwarantowali sobie udział w wielkim finale:


Semi Finals: Germany 3 Turkey 2 - Highlights -... przez broadbandsports

Wymarzony finał Hiszpania-Niemcy rozczarował. Obie ekipy postawiły na piłkarskie szachy, a Hiszpanie po trafieniu Fernando Torresa zostali mistrzami Europy, kończąc w ten sposób EURO ciekawe i emocjonujące. Czy w tym roku możemy spodziewać się równie interesującego turnieju? Analogii mamy kilka: gospodarze do najlepszych nie należą, a cała czołówka przyjechała w komplecie...

Start


Już jutro o tej porze większość z nas będzie ściskać kciuki, obgryzać paznokcie, wznosić ręce ku górze wyrażając swoją radość bądź niezadowolenie. Ósmego czerwca o godzinie osiemnastej hiszpański arbiter - Carlos Velasco Carballo rozpocznie Mistrzostwa Europy 2012 w piłkę nożną, czyli jeden z najważniejszych turniejów, który w tym roku odwiedzi polskie i ukraińskie ziemie.

Piłkarska gorączka powoli zaczyna ogarniać nas wszystkich i mimo że dość długo stałem z boku tego zamieszania, dziś uzależnienie blogera dało znać o sobie i znów (po raz który już to?) będziecie mogli poczytać moje wypociny. Jako że blogi okazjonalne (Afrykańskie Historie i Eskapada na Hvar) zawsze wychodziły mi lepiej niż długie tasiemce, teraz również startuję z czymś okazjonalnym.

Wstępów nie lubię, więc kończę szybciutko i schematycznie. Zapraszam do śledzenia notek, a także do subskrypcji bloga poprzez kliknięcie odpowiedniego przycisku z prawej strony.