Do pierwszego gwizdka arbitra w meczu Polska-Czechy pozostało już naprawdę bardzo niewiele. Za chwilę rozpocznie się pojedynek o wszystko - mecz o niezwykłym ciężarze gatunkowym. Podopieczni Franciszka Smudy albo wygrają i okryją się chwałą, albo przegrają i w pamięci pozostaną tylko wielkie emocje.
W bramce stanie Tytoń. Czy to dobrze? Sam już nie wiem. Wydaje się, że nieco wyższe umiejętności bramkarskie prezentuje Wojciech Szczęsny, lecz za przedstawicielem ligi holenderskiej stoi pewność siebie, którą Przemysław zyskał broniąc karnego z Grecją i dobrze prezentując się w meczu z Rosją. Będąc na fali może zatrzymać Czechów. Wierzmy w to.
U naszych południowych sąsiadów nie zagra Tomas Rosicky. Ostatnio, kiedy zszedł w meczu z Grecją, jego kolegom gra przestała się układać i miejmy nadzieję, że Czesi dziś znów będą zagubieni.
Ciekawe jak Polacy poradzą sobie z presją. Z Grecją wyszło to przeciętnie. Na dzień dzisiejszy piłkarsko jesteśmy od przedstawicieli Hellady lepsi. Ten mecz zremisowaliśmy w głowach. Z Rosjanami było o niebo lepiej, ale tam presja była znikoma - w zwycięstwo nikt nie wierzył, remis każdy wziąłby z pocałowaniem ręki. Teraz presja znowu jest, każdy liczy na wielki sukces. I tutaj chciałbym się zatrzymać i już pogratulować chłopakom. Skoro ja siedzę przed laptopem i trzęsę się ze strachu, co musi czuć reprezentant Polski, który za kilkanaście minut wyjdzie na płytę boiska we Wrocławiu i będzie walczył na śmierć i życie przed kilkunastu-milionową widownią? A co jeśli, któryś z tych gladiatorów będzie zmuszony podejść do karnego? W ostatniej minucie meczu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz