Kiedy wychodzili na finałowe spotkanie z drużyną Włoch w nich nie wierzyłem. Wydawali mi się wypaleni, przewidywalni i schematyczni. W dziewięćdziesiąt minut udowodnili mi, że nie miałem racji. Ani trochę.
Hiszpanie stworzyli imperium. Od roku 2008 dwukrotnie triumfowali w Mistrzostwach Europy i raz w Mistrzostwach Świata. Po drodze nie zgarnęli jedynie Pucharu Konfederacji, lecz to turniej o prestiżu niezwykle niskim. Co więcej, w trzech zwycięskich czempionatach Hiszpanie dominowali absolutnie. W fazie grupowej na dziewięć spotkań przegrali raz - na początek Mundialu ze Szwajcarią. W fazie pucharowej zanotowali oczywiście komplet zwycięstw, zdobyli czternaście bramek i nie stracili ani jednej! A dodać należy, że na drodze Hiszpanom dwukrotnie stawały takie potęgi jak: Włochy, Niemcy czy Portugalia. Żadna z tych reprezentacji wbić choćby gola Hiszpanii nie potrafiła. Dominacja.
Hiszpanie rozkochali w sobie piłkarski świat, kiedy w roku 2008 pod wodzą Aragonesa w pięknym stylu sięgnęli po trofeum Henry'ego Delauneya. Dwa lata później na afrykańskim Mundialu podopieczni nowego selekcjonera, Vicente del Bosque nie grali już tak efektownie, lecz swoje osiągnęli w co najmniej zadowalającym stylu. Podczas Mistrzostw Europy 2012 na hiszpańskie głowy spadła fala krytyki. Kibicom, zresztą całkiem słusznie, nie podobał się nudny styl gry Hiszpanów polegający na wymienianiu setek podań i wykorzystywaniu potknięć przeciwnika. Wczoraj La Furia Roja pokazała pazur i mimo że zaczęła bez nominalnego napastnika, od razu zepchnęła Włochów do defensywy. Akcje Hiszpanów były szybkie, ciekawe i wreszcie widać było ofensywne zacięcie obrońców tytułu. Co więcej, po objęciu dwubramkowego prowadzenia Hiszpanie nie spoczęli na laurach i nadal stawiali Włochom niezwykle trudne warunki. Skończyło się prawdziwym pogromem, który już przeszedł do historii - wcześniej tak wysoko w decydującym meczu Mistrzostw Europy nie wygrał nikt.
Hiszpanie dochowali się pokolenia, które nie dość, że wyszkoleniem technicznym dominuje nad przeciwnikami, to jeszcze nauczyło się wygrywać, triumfować. La Furia Roja w obliczu najtrudniejszych prób błędów nie popełnia. Jest skupiona, skoncentrowana i potrafi zadać nokautujący cios. Odporność psychiczna Hiszpanów testowana była już wielokrotnie. W ćwierćfinale Mistrzostw Europy 2008 musieli zmierzyć się w serii jedenastek z największym koszmarem Hiszpanów - Włochami. Wygrali. Dwa lata później po niezwykle zaciętym meczu potrafili w dogrywce rozstrzygnąć na własną korzyść finał Mistrzostw Świata. Kilka dni temu, mimo że pierwszą jedenastkę spudłował Xabi Alonso, Hiszpanie po raz kolejny nie spanikowali i konkurs rzutów karnych z Portugalią dał im przepustkę do finału. Hiszpanie stworzyli maszynę do wygrywania.
Niezwykłą siłą Imperium Hiszpańskiego jest również szeroka kadra. Na ławce Hiszpanii podczas Mundialu 2010 w każdym meczu zasiadał wielki gwiazdor Arsenalu - Cesc Fabregas, natomiast podczas polsko-ukraińskich mistrzostw rezerwowymi były takie postacie jak: Juan Manuel Mata czy Fernando Torres - niedawni triumfatorzy Ligi Mistrzów z londyńską Chelsea.
Wielu z nas zadaje sobie pytanie, czy Hiszpanie będą w stanie olbrzymi sukces powtórzyć na Mistrzostwach Świata 2014 w Brazylii. W Ameryce Południowej drużynie z Europy triumfować będzie trudno, ale La Furia Roja pokazała już, że jest nieśmiertelna. Większość zawodników sięgających wczoraj po Mistrzostwo Europy za dwa lata zagrać będzie mogła. Najstarsi: Iker Casillas, Xabi Alonso i Xavi będą mieli kolejno: 33, 33 i 34 lata, co piłkarskimi emerytami ich jeszcze czynić nie będzie. W szczególności presji wieku odczuwać nie powinien ten pierwszy, który udowodnił, że mimo upływu czasu, wciąż jest największą stąpającą po ziemi przeszkodą dla napastników rywali. Ponadto, oprócz starych wyjadaczy, do ofensywy szykują się młodzi: Javi Martinez i Iker Muniain z Athletic Bilbao czy Thiago Alcantara, Isaac Cuenca i Cristian Tello z Barcelony. Eksplodować może także talent Sergio Canalesa, a nawet w przypadku przedwczesnego odejścia na emeryturę Casillasa, w Manchesterze United szkoli się wielki następca - David de Gea. Przerażające.
Hiszpania zawładnęła jednak nie tylko futbolem reprezentacyjnym. Pojedynki Realu Madryt z FC Barceloną w Primera Division zawsze uznawane były za klasyki w każdym zakątku świata, lecz w ostatnich latach jeszcze zyskały na popularności. Co więcej, od sezonu 2008/2009 przynajmniej jedna drużyna z Hiszpanii dochodziła do półfinału: Barcelona, która w najlepszej czwórce znajdowała się co sezon, dwukrotnie zdobywając puchar oraz Real Madryt, który od dwóch sezonów również do półfinałów dochodzi. Hiszpańską dominację ujrzeliśmy również w Lidze Europy, gdzie na czterech półfinalistów, trzech było z kraju ze stolicą w Madrycie, a finał był już wewnętrznym pojedynkiem między stołecznym Atletico a Athletikiem Bilbao. Kończąc wywody o hiszpańskim futbolu klubowym, wspomnieć należy również, że oprócz miejscowej młodzieży, grać i rozwijać się tu chcą największe światowe gwiazdy. Z Manchesteru United do Realu Madryt przybył Cristiano Ronaldo i pozostać w Hiszpanii chce. Z Milanu przeprowadził się Kaka, trenerskich szlifów szukają tutaj wschodzące gwiazdy niemieckiej piłki: Mesut Oezil i Sami Khedira, miliony zarabiają latynoamerykańscy przybysze: Marcelo, Angel di Maria i Gonzalo Higuain, który walczy o miejsce w składzie z francuskim żądłem zwanym Karimem Benzemą. O tym, że w koszulce Barcelona biega najmniejszy zabójca świata, Lionel Messi wspominać nie muszę. Raj na ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz