Pierwszy dzień Mistrzostw Europy 2012 na boiskach Polski i Ukrainy za nami. Mieliśmy pełen piłkarskich nerwów mecz otwarcia i festiwal ofensywnego futbolu w spotkaniu Rosja-Czechy. Teraz, kiedy emocje już opadły, nadszedł czas na nieco spokojniejsze podsumowanie tego, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku godzin.
Po ciekawej ceremonii otwarcia EURO przyszedł czas na mecz, na który polscy kibice czekali niezwykle długo. Do turnieju przygotowywaliśmy się bardzo długo, napięcie rosło wraz z upływem każdej kolejnej minuty, aż wreszcie Polacy i Grecy wyszli na murawę Stadionu Narodowego. Kiedy hiszpański arbiter gwizdnął po raz pierwszy absolutnie nikt z nas nie wiedział, czego możemy się spodziewać. Polacy zaczęli z animuszem, natychmiast przechodząc do zrealizowania nakreślonego wcześniej planu, który zakładał szybkie objęcie prowadzenia i kontrolowanie spotkania. Grecy bronili się dzielnie, Biało-Czerwoni postanowili szybko wymieniać piłkę między sobą i w końcu osiągnęli to, o czym marzyli. Kiedy do szatni nasi ulubieńcy schodzili przy stanie 1:0, grając przy tym w przewadze jednego zawodnika, wydawało się że zwycięstwo w meczu otwarcia jest na wyciągnięcie ręki.
W drugiej połowie przegraliśmy sami ze sobą. Po pierwsze, zabrakło nam doświadczenia i spokoju. Po drugie, zabrakło nam selekcjonera. Trener Smuda w żaden sposób nie zareagował na wydarzenia boiskowe. Po zmianie stron Polacy stanęli w miejscu, a Grecy mimo braku jednego zawodnika spokojnie realizowali swoją taktykę, która gdyby nie interwencja Tytonia, zapewne przyniosłaby skutek w postaci trzypunktowej zdobyczy naszych rywali. Zostaliśmy z remisem i musimy z tym żyć. Mamy jeszcze przynajmniej dwa mecze.
W pierwszej połowie widziałem drużynę dojrzałą, która dokładnie wiedziała na co ją stać i co powinna z tym zrobić. Po zmianie stron nasze demony powróciły. Fatalne zachowanie defensorów sprawiło, że absolutnie niegroźni do tej pory Grecy doprowadzili do wyrównania, a potem było już tylko gorzej. Zagubili się nasi chłopcy, zagubił się również Franciszek Smuda, który zamiast pomóc reprezentacji poprzez boiskowe roszady, przeszedł zupełnie obok meczu. Przed spotkaniem remis 1:1 zapewne wielu kibiców uznałoby za wynik całkiem dobry, który pozwala spokojnie myśleć o awansie do ćwierćfinału. Czy w dzisiejszych okolicznościach jesteśmy jednak w stanie spojrzeć w przyszłość optymistycznie, skoro grając w przewadze, wygrywając 1:0 nie potrafimy zgarnąć kompletu oczek, mało co zostając bez niczego?
Kiedy zdążyliśmy się już nieco uspokoić po emocjach związanych z meczem otwarcia, bardzo dobry spektakl zafundowali nam grupowi rywale Polaków - Czesi i Rosjanie. Obie ekipy postawiły na futbol ofensywny i zdecydowanie więcej ugrali na tym Rosjanie, którzy turniej rozpoczęli od trzypunktowej zdobyczy i pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. Teraz podopieczni Advocaata będą chcieli postawić "kropkę nad i", wygrywając w meczu numer dwa. Przed Biało-Czerwonymi zadanie arcytrudne. Rosjanie to przynajmniej jedna półka wyżej niż Grecy, a spoglądając na popisy naszej linii defensywy, optymizmu we mnie nie ujrzycie. Nie można jednak płakać nad rozlanym mlekiem, a należy wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Przed spotkaniem z Rosją będziemy lżejsi o kilkaset kilogramów olbrzymiej presji. Pierwszy raz zawsze niesie ze sobą sporą dawkę stresu i tym razem było podobnie. Miejmy nadzieję, że podczas batalii z naszymi wschodnimi sąsiadami będziemy mądrzejsi o mecz z Grecją i nie popełnimy błędów tych samych. Przede wszystkim, liczę na to, że panowie lepiej będą reagować na sytuacje boiskowe, z trenerem Smudą na czele. Rosjanie są na fali, ale często ich forma zmienną bywa. Trzeba walczyć dalej i skoro na taktyczny geniusz Franza liczyć raczej nie możemy, uwierzmy w jego szczęście i cuda. I cieszmy się tym, że turniej zaczął się naprawdę niezwykle ciekawe. Pierwsze śliwki posmakowały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz