Przed rozpoczęciem polsko-ukraińskiego turnieju nie byłem pozytywnie nastawiony. Nauczony doświadczeniami z poprzednich wielkich imprez, obawiałem się, że od samego początku niemalże wszystkie drużyny postawią na asekuracyjny, defensywny styl gry, polegający przede wszystkim na unikaniu błędów własnych.
Na szczęście, faza grupowa rozwiała moje obawy. Już pierwszego dnia obejrzeliśmy grad goli w meczu Rosja-Czechy, a na pierwszy bezbramkowy remis musieliśmy czekać aż do ćwierćfinałów. Od samego początku drużyny nie kalkulowały, starając się w każdym meczu zdobyć komplet punktów. Koszmar fazy grupowej poprzedniego wielkiego turnieju, afrykańskiego Mundialu, w której aż sześć spotkań zakończyło się bezbramkowym remisem, a w kolejnych trzynastu padł wynik 1:0, odszedł w zapomnienie.
Powrócił w ćwierćfinałach, w których drużyny zagrały bojaźliwie, bez iskry i ofensywnego drygu, którym imponowały na początku turnieju. Na szczęście, był to jedynie niemiły przerywnik, gdyż w półfinałach było już zdecydowanie ciekawiej. Szkoda że interesującego turnieju nie zakończył pełen emocji finał, lecz w nim Hiszpanie wdrapali się na poziom dla Włochów nieosiągalny i wyszło jak wyszło. Po raz kolejny na wielkiej imprezie najciekawszym meczem był pojedynek Włochów z Niemcami. To już standard.
Mimo że reprezentacja Polski tradycyjnie ukończyła zawody na ostatnim miejscu, wstydzić się za ojczyznę nie musimy. Po pierwsze, kibice i zawodnicy ekip goszczących w naszym kraju wypowiadają się o Polakach w samych superlatywach, a po drugie, w tym roku nie musieliśmy przeżywać takich klęsk, jak porażka z Ekwadorem czy Portugalią. Do samego końca walczyliśmy o awans, lecz zabrakło nam trochę szczęścia i umiejętności. Szkoda.
Myślę, że ze swojej części EURO zadowoleni mogą być również Ukraińcy, choć nie tak bardzo jak Polacy. Po zakończeniu mistrzostw wielu dziennikarzy i ekspertów wypowiadało się, że turniej ten mogliśmy zorganizować sami. Myślę jednak, że Ukraińcy ucierpieli nieco przez polityczne zamieszanie panujące w tym kraju, które mogło nieco zakłócić przebieg piłkarskiego święta.
Bohaterami EURO 2012 zostali przede wszystkim Hiszpanie, którzy podbili kolejne państwo, rozwijając swoje potężne imperium. Niezwykle pozytywne wrażenie zostawili po sobie kibice Irlandii, którzy mimo braku zadowolenia z postawy swoich ulubieńców, ani na chwilę nie przestali ich wspierać. Nie zapomnimy także o Mario Balotellim, który od pierwszego dnia EURO stał się prawdziwą gwiazdą internetu. Przez trzy tygodnie byliśmy w stanie podziwiać styl w jakim SuperMario: ćwiczy wraz z drużyną, używa boiskowej chorągiewki, spożywa napój izotoniczny oraz celebruje zdobytą bramkę. Na sam koniec bohater półfinałowego spotkania Włochy-Niemcy zaginął, ale się znalazł. Nieźle, jak na kilkanaście dni.
Spoglądając na dokonania piłkarskie oraz osobowościowe, na wielkie oklaski zasłużył przede wszystkim Iker Casillas, który nie dość, że znów w fazie pucharowej bramki nie stracił i uratował Hiszpanom półfinał interwencjami w konkursie jedenastek, to jeszcze po raz kolejny udowodnił swoją klasę:
EURO minęło, lecz "Europejskich Gawęd" jeszcze nie zamykam. Myślę, że znajdę czas i chęci, aby naskrobać co nieco o krajobrazie, który ujrzeć możemy po rozegranej bitwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz