wtorek, 10 lipca 2012

Wiemy co dalej (?)


Ostatnimi czasy zastanawiałem się nad zakończeniem Europejskich Gawęd i dziś ta chwila nastała, gdyż znalazł się odpowiedni moment. Odezwał się Piechniczek.

Pogadankę naszego trenerskiego geniusza można znaleźć tu: Rafał Stec postanowił wszystko uwiecznić na blogu. Teraz jest już pewne, że skoro polską piłką rządzą ludzie wierzący, bądź pragnący wierzyć w sinusoidy, na kolejny wielki sukces, a takim w naszym wypadku będzie nim co najwyżej awans na Mistrzostwa Świata lub Europy, jeszcze trochę poczekamy. Nasza piłka odżyć może, owszem. Muszą jednak odejść z niej leśne dziadki i zostawić wszystko młodym, zdolnym, chcącym coś zmienić. Leśne dziadki nie odejdą prędko. Leśne dziadki kochają swoje stołki i jeśli nikt nie rozpęta w PZPN-ie prawdziwej burzy, to tymi stołkami leśne dziadki będą wymieniać się do...usranej śmierci. Brutalna prawda.

Kończę. Po EURO w polskiej piłce nie ma niczego. Tyle.

wtorek, 3 lipca 2012

Nie ma co narzekać


Przed rozpoczęciem polsko-ukraińskiego turnieju nie byłem pozytywnie nastawiony. Nauczony doświadczeniami z poprzednich wielkich imprez, obawiałem się, że od samego początku niemalże wszystkie drużyny postawią na asekuracyjny, defensywny styl gry, polegający przede wszystkim na unikaniu błędów własnych.

Na szczęście, faza grupowa rozwiała moje obawy. Już pierwszego dnia obejrzeliśmy grad goli w meczu Rosja-Czechy, a na pierwszy bezbramkowy remis musieliśmy czekać aż do ćwierćfinałów. Od samego początku drużyny nie kalkulowały, starając się w każdym meczu zdobyć komplet punktów. Koszmar fazy grupowej poprzedniego wielkiego turnieju, afrykańskiego Mundialu, w której aż sześć spotkań zakończyło się bezbramkowym remisem, a w kolejnych trzynastu padł wynik 1:0, odszedł w zapomnienie.

Powrócił w ćwierćfinałach, w których drużyny zagrały bojaźliwie, bez iskry i ofensywnego drygu, którym imponowały na początku turnieju. Na szczęście, był to jedynie niemiły przerywnik, gdyż w półfinałach było już zdecydowanie ciekawiej. Szkoda że interesującego turnieju nie zakończył pełen emocji finał, lecz w nim Hiszpanie wdrapali się na poziom dla Włochów nieosiągalny i wyszło jak wyszło. Po raz kolejny na wielkiej imprezie najciekawszym meczem był pojedynek Włochów z Niemcami. To już standard.

Mimo że reprezentacja Polski tradycyjnie ukończyła zawody na ostatnim miejscu, wstydzić się za ojczyznę nie musimy. Po pierwsze, kibice i zawodnicy ekip goszczących w naszym kraju wypowiadają się o Polakach w samych superlatywach, a po drugie, w tym roku nie musieliśmy przeżywać takich klęsk, jak porażka z Ekwadorem czy Portugalią. Do samego końca walczyliśmy o awans, lecz zabrakło nam trochę szczęścia i umiejętności. Szkoda.

Myślę, że ze swojej części EURO zadowoleni mogą być również Ukraińcy, choć nie tak bardzo jak Polacy. Po zakończeniu mistrzostw wielu dziennikarzy i ekspertów wypowiadało się, że turniej ten mogliśmy zorganizować sami. Myślę jednak, że Ukraińcy ucierpieli nieco przez polityczne zamieszanie panujące w tym kraju, które mogło nieco zakłócić przebieg piłkarskiego święta.

Bohaterami EURO 2012 zostali przede wszystkim Hiszpanie, którzy podbili kolejne państwo, rozwijając swoje potężne imperium. Niezwykle pozytywne wrażenie zostawili po sobie kibice Irlandii, którzy mimo braku zadowolenia z postawy swoich ulubieńców, ani na chwilę nie przestali ich wspierać. Nie zapomnimy także o Mario Balotellim, który od pierwszego dnia EURO stał się prawdziwą gwiazdą internetu. Przez trzy tygodnie byliśmy w stanie podziwiać styl w jakim SuperMario: ćwiczy wraz z drużyną, używa boiskowej chorągiewki, spożywa napój izotoniczny oraz celebruje zdobytą bramkę. Na sam koniec bohater półfinałowego spotkania Włochy-Niemcy zaginął, ale się znalazł. Nieźle, jak na kilkanaście dni.

Spoglądając na dokonania piłkarskie oraz osobowościowe, na wielkie oklaski zasłużył przede wszystkim Iker Casillas, który nie dość, że znów w fazie pucharowej bramki nie stracił i uratował Hiszpanom półfinał interwencjami w konkursie jedenastek, to jeszcze po raz kolejny udowodnił swoją klasę:

.
EURO minęło, lecz "Europejskich Gawęd" jeszcze nie zamykam. Myślę, że znajdę czas i chęci, aby naskrobać co nieco o krajobrazie, który ujrzeć możemy po rozegranej bitwie.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Hiszpańskie Imperium Piłkarskie

Kiedy wychodzili na finałowe spotkanie z drużyną Włoch w nich nie wierzyłem. Wydawali mi się wypaleni, przewidywalni i schematyczni. W dziewięćdziesiąt minut udowodnili mi, że nie miałem racji. Ani trochę.

Hiszpanie stworzyli imperium. Od roku 2008 dwukrotnie triumfowali w Mistrzostwach Europy i raz w Mistrzostwach Świata. Po drodze nie zgarnęli jedynie Pucharu Konfederacji, lecz to turniej o prestiżu niezwykle niskim. Co więcej, w trzech zwycięskich czempionatach Hiszpanie dominowali absolutnie. W fazie grupowej na dziewięć spotkań przegrali raz - na początek Mundialu ze Szwajcarią. W fazie pucharowej zanotowali oczywiście komplet zwycięstw, zdobyli czternaście bramek i nie stracili ani jednej! A dodać należy, że na drodze Hiszpanom dwukrotnie stawały takie potęgi jak: Włochy, Niemcy czy Portugalia. Żadna z tych reprezentacji wbić choćby gola Hiszpanii nie potrafiła. Dominacja.

Hiszpanie rozkochali w sobie piłkarski świat, kiedy w roku 2008 pod wodzą Aragonesa w pięknym stylu sięgnęli po trofeum Henry'ego Delauneya. Dwa lata później na afrykańskim Mundialu podopieczni nowego selekcjonera, Vicente del Bosque nie grali już tak efektownie, lecz swoje osiągnęli w co najmniej zadowalającym stylu. Podczas Mistrzostw Europy 2012 na hiszpańskie głowy spadła fala krytyki. Kibicom, zresztą całkiem słusznie, nie podobał się nudny styl gry Hiszpanów polegający na wymienianiu setek podań i wykorzystywaniu potknięć przeciwnika. Wczoraj La Furia Roja pokazała pazur i mimo że zaczęła bez nominalnego napastnika, od razu zepchnęła Włochów do defensywy. Akcje Hiszpanów były szybkie, ciekawe i wreszcie widać było ofensywne zacięcie obrońców tytułu. Co więcej, po objęciu dwubramkowego prowadzenia Hiszpanie nie spoczęli na laurach i nadal stawiali Włochom niezwykle trudne warunki. Skończyło się prawdziwym pogromem, który już przeszedł do historii - wcześniej tak wysoko w decydującym meczu Mistrzostw Europy nie wygrał nikt.

Hiszpanie dochowali się pokolenia, które nie dość, że wyszkoleniem technicznym dominuje nad przeciwnikami, to jeszcze nauczyło się wygrywać, triumfować. La Furia Roja w obliczu najtrudniejszych prób błędów nie popełnia. Jest skupiona, skoncentrowana i potrafi zadać nokautujący cios. Odporność psychiczna Hiszpanów testowana była już wielokrotnie. W ćwierćfinale Mistrzostw Europy 2008 musieli zmierzyć się w serii jedenastek z największym koszmarem Hiszpanów - Włochami. Wygrali. Dwa lata później po niezwykle zaciętym meczu potrafili w dogrywce rozstrzygnąć na własną korzyść finał Mistrzostw Świata. Kilka dni temu, mimo że pierwszą jedenastkę spudłował Xabi Alonso, Hiszpanie po raz kolejny nie spanikowali i konkurs rzutów karnych z Portugalią dał im przepustkę do finału. Hiszpanie stworzyli maszynę do wygrywania.

Niezwykłą siłą Imperium Hiszpańskiego jest również szeroka kadra. Na ławce Hiszpanii podczas Mundialu 2010 w każdym meczu zasiadał wielki gwiazdor Arsenalu - Cesc Fabregas, natomiast podczas polsko-ukraińskich mistrzostw rezerwowymi były takie postacie jak: Juan Manuel Mata czy Fernando Torres - niedawni triumfatorzy Ligi Mistrzów z londyńską Chelsea.

Wielu z nas zadaje sobie pytanie, czy Hiszpanie będą w stanie olbrzymi sukces powtórzyć na Mistrzostwach Świata 2014 w Brazylii. W Ameryce Południowej drużynie z Europy triumfować będzie trudno, ale La Furia Roja pokazała już, że jest nieśmiertelna. Większość zawodników sięgających wczoraj po Mistrzostwo Europy za dwa lata zagrać będzie mogła. Najstarsi: Iker Casillas, Xabi Alonso i Xavi będą mieli kolejno: 33, 33 i 34 lata, co piłkarskimi emerytami ich jeszcze czynić nie będzie. W szczególności presji wieku odczuwać nie powinien ten pierwszy, który udowodnił, że mimo upływu czasu, wciąż jest największą stąpającą po ziemi przeszkodą dla napastników rywali. Ponadto, oprócz starych wyjadaczy, do ofensywy szykują się młodzi: Javi Martinez i Iker Muniain z Athletic Bilbao czy Thiago Alcantara, Isaac Cuenca i Cristian Tello z Barcelony. Eksplodować może także talent Sergio Canalesa, a nawet w przypadku przedwczesnego odejścia na emeryturę Casillasa, w Manchesterze United szkoli się wielki następca - David de Gea. Przerażające.

Hiszpania zawładnęła jednak nie tylko futbolem reprezentacyjnym. Pojedynki Realu Madryt z FC Barceloną w Primera Division zawsze uznawane były za klasyki w każdym zakątku świata, lecz w ostatnich latach jeszcze zyskały na popularności. Co więcej, od sezonu 2008/2009 przynajmniej jedna drużyna z Hiszpanii dochodziła do półfinału: Barcelona, która w najlepszej czwórce znajdowała się co sezon, dwukrotnie zdobywając puchar oraz Real Madryt, który od dwóch sezonów również do półfinałów dochodzi. Hiszpańską dominację ujrzeliśmy również w Lidze Europy, gdzie na czterech półfinalistów, trzech było z kraju ze stolicą w Madrycie, a finał był już wewnętrznym pojedynkiem między stołecznym Atletico a Athletikiem Bilbao. Kończąc wywody o hiszpańskim futbolu klubowym, wspomnieć należy również, że oprócz miejscowej młodzieży, grać i rozwijać się tu chcą największe światowe gwiazdy. Z Manchesteru United do Realu Madryt przybył Cristiano Ronaldo i pozostać w Hiszpanii chce. Z Milanu przeprowadził się Kaka, trenerskich szlifów szukają tutaj wschodzące gwiazdy niemieckiej piłki: Mesut Oezil i Sami Khedira, miliony zarabiają latynoamerykańscy przybysze: Marcelo, Angel di Maria i Gonzalo Higuain, który walczy o miejsce w składzie z francuskim żądłem zwanym Karimem Benzemą. O tym, że w koszulce Barcelona biega najmniejszy zabójca świata, Lionel Messi wspominać nie muszę. Raj na ziemi.

niedziela, 1 lipca 2012

Finał [na żywo]


18:35 Do rozpoczęcia finałowej batalii między Włochami a Hiszpanami pozostało jeszcze trochę czasu, lecz blogowanie na żywo rozpoczynam już teraz. Co mi tam szkodzi. Faworytem spotkania finałowego będą Włosi, bo mają czym zaskoczyć. Taktyka Hiszpanów znana jest od dawna i mimo że dotarli aż do Kijowa, wydaje się że coraz więcej reprezentacji dobrze wie, jak La Furię Roję rozgryźć. W tym turnieju udowodnili to... Włosi, którzy na samym początku fazy grupowej urwali Hiszpanom punkt, a przez kilka minut nawet w meczu prowadzili. Podopieczni Cesare Prandellego z dnia na dzień grają coraz lepiej. W meczu z Niemcami przebudził się Mario Balotelli, który na pewno będzie chciał zostać głównym bohaterem EURO. Gwiazdą internetu już został. Włosi grają ciekawiej, ofensywniej i mimo że to kadra Hiszpanii wydaje się być zdecydowanie szersza, to reprezentanci Półwyspu Apenińskiego nabyli niezwykłe umiejętności przystosowania się do warunków panujących na boisku. Zagrajmy 3-5-2? Nie ma problemu. 4-4-2? A jakże, proste. Wykluczyliście nam z gry Pirlo? Montolivo rozegra, spokojnie.
Hiszpanie skazani na porażkę nie są, ale będą mieli niezwykle trudno.

18:54 Jeśli przypuszczalne składy potwierdzą się, to: (i) w Hiszpanii zagra jeden zawodnik, który w tym sezonie nie zdobył żadnego trofeum - Jordi Alba. We Włoszech takich panów naliczymy więcej: Balzaretti, Montolivo, de Rossi i Cassano, (ii) w Hiszpanii zagra jeden zawodnik, który nie był w kadrze podczas ostatniego wielkiego triumfu reprezentacji - Jordi Alba. We Włoszech triumf na Mundialu 2006 pamiętają: Buffon, Barzagli, De Rossi i Pirlo. Squadra Azzurra jest bardziej głodna sukcesu?

19:55 Poznaliśmy składy, dużych zaskoczeń nie ma. Pojawił się Abate zamiast Balzarettiego, lecz powyższych statystyk nie zmienił. Hiszpania zagra bez napastnika i mam nadzieję, że zostaną za to ukarani.

Hiszpania: Casillas - Arbeloa, Piqué, Ramos, Alba - Busquets, Xabi, Xavi, Iniesta, Silva i Fabregas
Włochy: Buffon - Abate, Bonucci, Barzagli, Chiellini - Marchisio, Pirlo, De Rossi, Montolivo - Balotelli, Cassano

20:28 Mundial 2010 wygrali Hiszpanie, EURO 2008 również padło łupem tejże reprezentacji, w Mistrzostwach Świata 2006 najlepsi okazali się Włosi. Dzisiejszy finał potwierdza, że mamy całkowitą dominację tych dwóch nacji we współczesnym futbolowym świecie. Do 2014 roku to się nie zmieni.

20:42 Wyczułem wielkie widowisko przed mecze Włochy-Niemcy. Teraz też czuję, że zapamiętamy ten wieczór na długo. Miejmy nadzieję, że końcówka EURO będzie dla nas tak ciekawa jak początek. Włosi znowu odśpiewali hymn z taką siłą, jakby przed meczem chcieli już wgnieść przeciwnika w ziemię.

21:03 Ściskam kciuki za Włochów, przyznam, ale brawa biję Hiszpanom, bo wreszcie zaczęli od ofensywy. La Furia Roja pozbyła się bezcelowego klepania i jeśli ma tak dalej to wyglądać, narzekać nie będę.

21:39 Przed meczem myślałem, że będący na fali Włosi pójdą za ciosem. Sądziłem, że Hiszpania nie ma do zaoferowania nic więcej niż miała do tej pory. Myliłem się. Na szczęście. W Kijowie oglądamy niezwykle ciekawy finał i choć to Hiszpanie wygrywają 2:0, wydaje się, że nie wszystko jest jeszcze przesądzone. Podopieczni Vicente del Bosque usypali nas przez cały turniej, grali nudno, schematycznie. Obudzili się w dogrywce meczu z Portugalią i ich ofensywa trwa nadal. Taką Hiszpanię pokochałem w roku 2008 i nie miałbym nic przeciwko, jeśliby taka Hiszpania triumfowała na Ukrainie. La Furia Roja wyciągnęła wnioski z grupowego pojedynku i mimo że gra bez klasycznego napastnika, na razie pokazuje Włochom miejsce w szeregu. Chłopcy Prandellego próbują, grają nieźle, ale wydaje się, że to za mało. Po raz kolejny świetnie w bramce spisuje się Iker Casillas, który po tym finale może zostać pierwszym bramkarzem sięgającym po Złotą Piłkę.

22:09 Wielki dramat Włochów. Thiago Motta w wyniku kontuzji opuszcza boisko i szansę Włochów spadły do absolutnego minimum. I wcale nie dlatego, że włoski Brazylijczyk jest niezbędnym elementem tej układanki. Do końca meczu Włosi będą grali w dziesiątkę, gdyż Motta gry kontynuować nie może, a zmian Prandelli nie ma. Szkoda.

22:20 Mam wielki niedosyt. Ten finał skończył się zbyt wcześnie. Pojedynek Włochów z Hiszpanami mógł elektryzować nas do samego końca, lecz wszystko zakończyło się w 62. minucie, kiedy z boiska na noszach zszedł Thiago Motta. Szkoda, że w takich momentach UEFA nie zezwala na dodatkową zmianę, lecz to dyskusja na oddzielną notkę. Szkoda, że finałem musimy przestać się cieszyć tak szybko i że nie trwa on pełnych dziewięćdziesięciu minut. Szkoda.

22:40 Hiszpanie wygrali EURO 2012 i zdobyli trzeci wielki tytuł z kolei. Mimo że La Furia Roja nie zachwycała, grała destrukcyjnie, nudno i nieprzyjemnie dla oka, w finale wspięła się na absolutne wyżyny. Docenić należy, że podczas całego turnieju Hiszpanie nie przegrali ani razu. Zremisowali na początku turnieju z Włochami, lecz potem nie dość, że nie stracili punktów, to nie stracili nawet jednej bramki. Hiszpanie stworzyli maszynę do wygrywania, której nikt nie był w stanie zatrzymać i zasłużenie sięgnęli po trofeum w Kijowie. Żyjemy w erze Hiszpanii i musimy ten fakt przyjąć do wiadomości. Więcej napiszę jutro. Czas na podsumowania mamy. Przeżyliśmy niezwykle ciekawy turniej. Ćwierćfinały są tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę.

piątek, 29 czerwca 2012

Dał nam przykład Włoch


Dzieją się rzeczy niezwykłe, więc i pisać jest o czym. Nigdy nie sądziłem, że dożyję czasów, kiedy Niemcy będą przegrywać w najważniejszych momentach, a Włosi uczyć nas futbolu ofensywnego. Dożyłem.

Podczas EURO 2012 reprezentacja Włoch pokazała całemu światu, że piłkarskie szachy i nastawienie przede wszystkim na defensywne myśli o nie straceniu bramki wcale nie są konieczne, aby osiągnąć sukces. Włoch udowodnił nam, że odchodzące do lamusa ustawienie 4-4-2 może siać postrach nawet wśród drużyn stosujących nowoczesne 4-5-1. Włoch wskazał drogę i wytłumaczył, że wcale nie trzeba wymieniać tysiąca podań, żeby grać pięknie i efektownie. Włoch zademonstrował również, że nawet w półfinale Mistrzostw Europy można zaryzykować, otworzyć się, zaatakować. A zrobił to Włoch, który od zawsze kojarzony był z żelazną defensywą i z grą destrukcyjną. Świat stanął na głowie.

Włosi postanowili pokarać nowoczesny futbol za nudę i kunktatorstwo. Wczoraj przeliczyli się Niemcy, którzy rezygnując z ofensywnego Muellera na rzecz Kroosa, mającego zadania zdecydowanie bardziej defensywne, sami strzelili sobie w stopę. Ciekawy jestem, czy gwóźdź do trumny wbiją sobie również defensywnie nastawieni Hiszpanie. Wszystko wskazuje na to, że reprezentacja Vicente del Bosque po raz kolejny wyjdzie na mecz bez napastnika w składzie i, nie będę ukrywał, marzy mi się, aby Włosi surową lekcję hiszpańskim klepaczom dali.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią jednak, że ciekawszego meczu od wczorajszego w finale nie uświadczymy. Nie wierzę, aby Hiszpanie sami z siebie ruszyli do ataku, więc jedyną szansą na przeżycie ciekawego spektaklu jest szybka bramka dla Włochów. W innym przypadku znów skazani zostaniemy na arcynudne, do niczego nie prowadzące podania wszerz boiska i do bólu przygnębiające czekanie na jeden jedyny błąd rywala.

Wiek niemieckich porażek


Kiedyś tam w przeszłości Gary Lineker stwierdził, że wszyscy grają w piłkę, a i tak na koniec wygrywają Niemcy. Wydarzenia, które przyniósł nam XXI wiek sprawiły, że słowa te odeszły w niepamięć. Przynajmniej na tę chwilę.

Wejście w nowe millenium Niemcy mieli tragiczne. Podczas EURO 2000 nasi zachodni sąsiedzi nie wygrali ani jednego meczu i z jednym punktem na koncie z turniejem pożegnali się dość szybko. Podobny dramat Die Nationalelf przeżyła cztery lata później, kiedy po porażce z Czechami i remisach z Łotwą (!) i Holandią pożegnała się z portugalskimi boiskami. Lekiem na kłopoty niemieckiego futbolu miał być były gwiazdor reprezentacji Juergen Klinsmann, który otrzymał od federacji olbrzymi kredyt zaufania. Na Mistrzostwach Świata 2006 rozgrywanych na niemieckich boiskach gospodarze wystartowali świetnie, lecz w półfinale trafili na swój koszmar. Po heroicznej walce Włosi wygrali 2:0, co w krainie piwa i kiełbasy odebrano jako wielką porażkę.

Reprezentacja Niemiec rosła jednak w siłę. Do składu dołączali co raz to nowsi młodzi zawodnicy, którzy mieli wprowadzić do drużyny nową jakość. Pierwszym testem było EURO 2008, które rozgrywane tuż przy niemieckich granicach miało przynieść odpowiedź na pytanie, czy Niemcy nauczyli się wygrywać. Krok w przód wykonali, doszli do wielkiego finału, lecz tam Fernando Torres sprawił, że niemieckie miny znowu zrzedły.

Maszyna pędziła jednak dalej wraz z rozwojem młodych gwiazd takich jak: Thomas Mueller, Mesut Oezil czy Manuel Neuer. Kolejne przełamanie miało nastąpić na Mundialu 2010, lecz z afrykańskich boisk podopieczni Loewa przywieźli jedynie brązowe medale. W półfinale lepsi okazali się Hiszpanie, którzy później zostali triumfatorami turnieju. Kolejne marzenia Niemców, które zostały jeszcze bardziej podsycone efektownymi zwycięstwami w 1/8 i 1/4 finału (kolejno: 4-1 z Anglią, 4-0 z Argentyną), pękły niczym mydlana bańka.

W roku 2012 sytuacja się powtórzyła. Niemieckie talenty stały się gwiazdami światowego formatu decydującymi o sile klubowych potęg: Realu Madryt czy Bayernu Monachium. Chłopcy Loewa po raz kolejny rozpoczęli turniej znakomicie. W grupie okrzykniętej przez wszystkich "grupą śmierci" zdobyli komplet oczek, a następnie spokojnie w ćwierćfinale rozprawili się z Grekami. Włosi, mimo że rywal dla Niemców niewygodny, mieli być przeszkodą absolutnie do pokonania. Włoskie Calcio ma problemy, niemiecki futbol rozwija się dynamicznie. W najważniejszej chwili znów jednak poniósł klęskę.

Do porażek Niemcy przyzwyczaili się również w rozgrywkach klubowych. Co prawda, w 2001 roku Bayern Monachium podniósł puchar Ligi Mistrzów, lecz był to wyjątek potwierdzający regułę. W 2010 do wielkiego finału po raz kolejny dotarł Bayern, lecz tam musiał uznać wyższość Interu Mediolan. Prawdziwą klęskę Bawarczycy odnieśli jednak kilkanaście dni temu, kiedy przed własną publicznością przegrali po serii rzutów karnych z londyńską Chelsea, która rozgrywki angielskiej Premiership ukończyła dopiero na piątej pozycji. Dodajmy jeszcze, że niemiecka drużyna dwukrotnie dawała sobie odebrać prowadzenie. Najpierw wygrywała w 83. minucie po bramce Thomasa Muellera, lecz Didier Drogba zdążył wbić im bramkę jeszcze przed końcem regulaminowego czasu gry. Bayern prowadził także w serii jedenastek, lecz tutaj też dał się najpierw dogonić, a potem przegonić Anglikom. Wcześniej Robben nie strzelił rzutu karnego podczas dogrywki. Tak Niemcy nie przegrywali nigdy.

Niemcy zatracili swoją mentalność zwycięzców. Kiedyś kojarzeni byli z niesamowitą psychiczną odpornością. To właśnie oni w najważniejszych momentach potrafili w pełni skoncentrować się i mimo braków technicznych, najczęściej wychodzili z pojedynków z tarczą. Dziś sytuacja odwróciła się o 180 stopni. W ważnych chwilach Niemcy tracą głowę, przegrywają pojedynki o największą stawkę. Niemcy mają problem i to spory.

czwartek, 28 czerwca 2012

Półfinał numer dwa [na żywo]

20:12 Do drugiego meczu półfinałowego pozostało już tylko trzydzieści minut, a ja wpadłem na spontaniczny pomysł, że zamiast pisać na Facebooku i Twitterze, pobloguję na żywo na Blogspocie. Na dobry początek, przypomnijmy sobie:


20:20 Analogię dostrzegłem. Sześć lat temu, kiedy obie nacje mierzyły się w dortmundzkim półfinale, nastroje w obu ekipach były podobne. Calcio dotknięte było pierwszym ciosem afery korupcyjnej, Niemcy mieli wygrać turniej, grali przecież u siebie. Teraz znów ci pierwsi walczą z kryzysem, natomiast nasi zachodni sąsiedzi mają podobno najzdolniejszy skład od wiek wieków.

20:38 Uświadomiłem sobie, że dziś jest ostatni mecz, który może być ciekawy na EURO 2012. Finał będzie partią szachów. Dziś Niemcy chcą udowodnić, że są najlepsi, a Włosi zrobią wszystko, żeby sprawić niespodziankę. Na dodatek, wszystko wskazuje na to, że chłopcy Prandelliego nie cofną się do desperackiej defensywy. Marzy mi się dramatyczne 2:2 i rzuty karne. Tych nigdy za wiele.

20:45 Oni odczytują oświadczenia, a ja wreszcie zacząłem żyć meczem. Wczoraj wiedziałem, że nie będzie się czym ekscytować. Dziś jest zupełnie inaczej. Wyczuwam pojedynek na śmierć i życie. Pirlo czy Ozil? Kto pokieruje swoją reprezentację do triumfu?

21:07 To się nie dzieje naprawdę. Pirlo znowu zobaczył kolegę w sposób absolutnie doskonały, a chwilę potem Mario Balotelli wyprowadził Włochów na prowadzenie. Zobaczymy, co na to Niemcy, bo defensywa Italii do tej pory prezentowała się słabo.

21:19 Cieszmy się, bo naprawdę mamy szansę przeżyć spektakl niesamowity. Niemcy nie odpuszczą, bo nie pamiętam, aby kiedykolwiek ta nacja odpuściła. Włosi są na fali, a dwójka Cassano-Balotelli sieje postrach w defensywie Niemców. Jeśli Italia nie cofnie się do rozpaczliwej defensywy, ich szanse na finał wzrosną.

21:25 Jestem w szoku. Chyba w większym szoku są Niemcy. Teraz zacznie się nawałnica. Ciężko mi na razie określić to, co się dzieje w Warszawie słowami. Włoski koszmar Niemców trwa, ale do końca jeszcze bardzo długo.

21:42 Kiedy jeszcze EURO 2012 się nie rozpoczęło, byłem pewien, że Włosi z grupy nie wyjdą. Hiszpania była faworytem numer jeden, natomiast Chorwaci i Irlandczycy wydawali mi się na tyle mocni, żeby konsumentów pizzy z turnieju wyrzucić. Byłem niesamowicie głupi. Włosi, choć zupełnie tego nie rozumiem, wyrośli na drużynę wszechpotężną. W pierwszej połowie Niemcy zostali zmiażdżeni i oprócz udanego początku meczu, podopieczni Loewa są zdecydowanie słabsi od facetów Prandelliego, którzy grają jak natchnieni. Jak to się jednak stało, że piłkarze znani dla mnie jedynie z Football Managera - Balzaretti, Montolivo czy Bonucci, nie dość że stawiają opór naszpikowanej gwiazdami kadrze Niemiec, to jeszcze do przerwy prowadzą z nią różnicą dwóch bramek. Nasi zachodni sąsiedzi będą jednak walczyć do końca, na ławce mają mnóstwo piłkarzy o niezwykłym potencjale ofensywnym. Jeśli jednak Włosi nie "staną", to Niemcy znów będą musieli tylko marzyć o wielkim sukcesie.

21:45 Uwaga, gdybam. Komu przyznalibyście Złotą Piłkę, gdyby Mistrzostwo Europy zdobyli Włosi? Czemu nie miałby być to Pirlo, który najpierw poprowadził Juventus do Scudetto, nie odnosząc przy tym żadnej porażki, a następnie, tu już gdybając, był gwiazdą zwycięskiego EURO? Czemu nie miałby być to Balotelli, jeśli dołożyłby jeszcze dwa trafienia w finale z Hiszpanią? Nie samym Messim i Ronaldo piłka żyje. I całe szczęście.

22:12 Oni są niezwykli. Niemcy po raz kolejni zostali sparaliżowani niebieskimi koszulkami. Przed chwilą prawie wpadła trzecia bramka. Do końca meczu jeszcze trochę, ale jeśli nie wydarzy się nic nie zwykłego, Włosi awansują do wielkiego finału. Cały czas w to nie wierzę.

22:25 Mecz w roku 2006 oglądałem wśród Włochów w San Remo i widziałem w piłkarzach z Półwyspu Apenińskiego ten sam ogień w oczach, co dziś. Nie mieli szans, byli rozbici aferą korupcyjną, teraz wystawili jedenastkę niemalże anonimową i są o krok od finału. Niesamowite.

22:43 Nic już więcej dziś nie napiszę. Obejrzeliśmy wielki spektakl. Wiedziałem, że tak będzie.